Sierpniowy Pelješac 2016 (z posmakiem Korčuli i Mljetu)
Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj! [Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
W połowie pobytu postanowiliśmy zrealizować swoje największe marzenie, jakim jest zawsze odwiedzenie nowej wyspy. W tym przypadku jest to nie byle co, tylko sam Otok Mljet. Wyspy, co do której mieliśmy zawsze wiele wątpliwości, a nawet powiem tak: na podstawie relacji (zarówno ustnych - od rodziny, a także forumowych tu na cro.pl) osób, które Mljet odwiedziły, doszliśmy do wniosku, że to nie wyspa dla nas - przynajmniej nie teraz i nie przez następne X lat. No bo jak to - żadnego miasteczka, nawet małego i nie nad morzem (vide Lastovo)? Chociaż jak patrzeć od tej strony, to Pelješac zaledwie jednym Stonem stoi - bo jednak Orebić to wielka wiocha i tyle
No więc jak już padło na ten nieszczęsny Pelješac (nieszczęsny, bo to nie wyspa), bo znaleźliśmy ciekawą - także, ale nie tylko finansowo - ofertę wynajmu całego domu z pięknym ogrodem na półwyspie, pocieszaliśmy się trochę perspektywą możliwości wypadów na Mljet, Korčulę, do Stonu, Dubrovnika, ja nawet snułem marzenia o wypadzie do Mostaru i/lub Kotoru (porzucone definitywnie zanim jeszcze przejechaliśmy polsko-czeską granicę na Olzie). Tak więc w słoneczny niedzielny poranek poczuliśmy się jeszcze bardziej na wakacjach, no bo jednak co wyspa, to wyspa! I to nie byle jaka - mieści się tu jeden z 8 chorwackich (a zarazem, obok NP Kornati i NP Brijuni, jeden z 3 wyspiarskich) parków narodowych Chorwacji - NP Mljet!
Dzisiaj wrzucam zwiastun - zajawkę, same zdjęcia z podróży promem. Blisko połowa ze zrobionych przez nas podczas całych wakacji zdjęć została wykonana właśnie tego dnia, toteż odcinek 7 dzielę na kilka części, w tej opisy zamieściłem głównie przy załączonych u dołu zdjęciach. Kolejne odcinki w przygotowaniu, a tymczasem sprawdźmy co naskrobałem już po powrocie z całodniowej wycieczki w cieniu ogrodowej palmy, zapewne racząc się lozą z Janjiny...
niedziela, 21 VIII
Today is the day! Nikt z nas nie jest podekscytowany (mało powiedziane) godzinną (50 min.) jazdą samochodem (“mogę otworzyć okno?”) krętymi i górzystymi drogami Pelješca, ale za to wszystkim cieszą się oczy na widok przystani w Prapratno, gdzie czeka już na nas prom. Ok. 11:00 obserwujemy jeszcze z górnego pokładu jak trajekt obraca się w uvali w Sobrze, a za chwilę mkniemy w górę w kierunku głównej magistrali nie odkrytej dotąd przez nas wyspy – dobrodošli na otok Mljet!
Kolejka do promu. A Mljet jak na wyciągnięcie ręki!
Średniej wielkości pokład samochodowy wydaje się być wystarczający nawet w szczycie sezonu.
Wow, a co to? Schodów ruchomych na chorwackich promach jeszcześmy nie widzieli!
No to obracamy się w Uvali Prapratno :)
Rzut oka na powoli zapełniającą się plażę w Prapratno. Pelješka magistrala biegnie wysoko nad nią - przy widocznych u góry budynkach. W tym po lewej mieści się Restoran i Bar Bella Vista - no, widok mają faktycznie nie do wy***ania :D
Specjalnie na okoliczność wycieczki na Mljet przytargałem kupioną w 2011 r. na Korčuli mapę (z jednej strony Korčula/Lastovo, z drugiej dłuugaśny Mljet. Marzę o zakupie dokładniejszej mapy Mljetu już na samej wyspie.
Mljet (L) i Pelješac (P). Co do ledwie widocznej plamy pośrodku, to nie mam pojęcia czy to jeszcze Pelješac, czy może już Korčula.
Wielki Błękit
Sobra - mljecka przystań promowa, położona de facto poza Sobrą.
Właściwa miejscowość (tj. Sobra) mieści się u podnóża góry vis a vis porciku.
Mljet jest piękny, ale dla nas było tam za mało... cywilizacji Na wakacjach lubimy uciekać od tłumów turystów, ale wieczorem miło jest pójść do jakiegoś miasteczka, na starówkę, a tego na tej wyspie niestety brakuje. Mamy w tej kwestii podobnie jak Wy
Nam 4 dni na Mljecie wystarczyły, później z przyjemnością wróciliśmy na Pelješac. Chociaż na pewno warto tę wyspę zobaczyć
Oj kusił mnie ten Mljet, w tym roku bardzo, ale niestety zabrakło czasu Jadąc w tym roku do Chorwacji, założenie było, zwiedzić cały Peljeśac , ale jak to bywa, jeden 10 dniowy urlop, to zbyt mało, na tak cudny półwysep . A gdzie mowa, jeszcze o wyspie . Trzeba będzie jeszcze tam wrócić
Witam wszystkich nowoprzybyłych, pozdrawiam czytelników, którzy śledzą moje wakacyjne reminiscencje od jakiegoś czasu.
Maslinka, myślę, że 4 dni to właśnie tyle ile "wystarczy" na tę wyspę, chociaż nie wykluczam, że kiedyś (kieeedyyyś) postanowimy poświęcić Mljetowi całe 2 tygodnie. Na końcu tego odcinka podsumuję czego nie udało się zobaczyć (a co na pewno bym chciał).
Odcinek 7: Mljet! cz. II NP Mljet - Otočić Sveta Marija
Byle jakie zdjęcie, zrobione tylko po to, żeby pokazać, że na przystani promowej znajduje się także bankomat - wszystkie strony internetowe informują, że jedyne dwa bankomaty na wyspie znajdują się w Polače i Pomenie.
Skrzyżowanie, którego nie da się ominąć przybywając na Mljet, czyli wyjazd z dojazdówki do przystani na jedyną drogę na wyspie (nie licząc zjazdów do nienanizanych na jej nitkę miejscowości) oraz dróg w obrębie parku narodowego.
Mijamy stolicę Mljetu, ale wrócimy tu w drodze powrotnej...
...ponieważ naszym głównym celem jest Narodowy Park Mljetu!
korek w Polače
Pierwsze kroki (taa, znów samochodem, ale droga jakby trochę mniej kręta niż na półwyspie) kierujemy na zachodni kraniec wyspy, do N.P. Mljet. Mijamy znaki kierujące w bok do różnych miejscowości, ale pierwszą, przez którą faktycznie przejeżdżamy jest nadmorskie Polače. Droga (jedyna!) prowadzi dosłownie przez całą miejscowość, która składa się z rzędu budynków (głównie restauracji, barów i sklepików) po lewej i nabrzeża po prawej. W pewnej chwili stajemy w korku, kiedy kierowca vana wykonuje jakieś manewry. Miejsca jest prawie wszędzie na jeden samochód, gdzieniegdzie tylko można się minąć. W końcu przejeżdżamy pod murami (rzymskimi, III-V w. n.e.) i wyjeżdżamy z zatłoczonego Polače, mijając m.in. kiosk z biletami do N.P. Mljet. Hmm, pewnie będą i dalej.
Stacja ładowania meleksów na parkingu, gdzie trzeba zostawić samochody - dalsza podróż już tylko rowerem, meleksem lub pieszo.
Po jakimś czasie, kiedy droga, i tak znacznie węższa od Polače niż w centralnej części wyspy, zwęża się jeszcze bardziej i przy rozjeździe (Jezera w lewo, Goveđari w prawo) przystaję na chwilę obok ustawionej też na skrzyżowaniu mapy parku. Dobra, dajemy w lewo. Od Polače przeważają już cykliści, ale wielu chyba żałuje wyboru – niektóre odcinki pod górę są praktycznie nie do przejechania i wielu rowerzystów prowadzi swoje dwuślady, spoglądając pożądliwie w kierunku naszych klimatyzowanych czterech kółek. Wkrótce dojeżdżamy do leśnego parkingu i zamkniętego szlabanu. Parkujemy i...co tu tak głośno? Jasne, to cykady, ale nigdzie dotąd nie były tak hałaśliwe – już wcześniej, kiedy wyłączyłem muzykę w aucie, ich muzyka przebijała się przez szczelnie zamknięte szyby.
W budce kupujemy bilety (dzieci do lat 7 bezpłatnie) i dowiadujemy się, że nie trzeba korzystać ani z rowerów (wypożyczenie jednego na 3h to koszt 180 kun – dymać to my, a nie nas!) ani z meleksowej kolejki. Do przystani mamy pół kilometra, w dodatku drogą opadającą w dół.
Pristanište. Po lewej budynek władz parku, w którym znajduje się też sklepik. W sklepie, poza mapami i gadżetami turystycznymi można kupić też chłodne napoje.
Pristanište. W dole widać przystań, z której odpływa łódź na wysepkę z klasztorem. Tu rozchodzą się też drogi wzdłuż jezior. Wydaje mi się, że jeden pełny dzień wystarczyłby na obejście całego parku, choćby na piechotę - przynajmniej licząc trasę po głównych drogach.
Rozkład jazdy (pływu?) łodzi po Wielkim Jeziorze - może się komuś przyda :)
Pristanište. Wsiadamy do łodzi, która zawiezie nas na wysepkę św. Marii.
Płyniemy!
Przybijamy do przystani. U podnóża budynku klasztornego mieści się restauracja (widoczne stoli po lewej i prawej), sklepik z pamiątkami (obok parasola w centrum fotografii) oraz lodziarnia (musicie mi uwierzyć na słowo - w widocznych podcieniach po prawej).
Przystań znajduje się poniżej lśniącego nowością rondka, przy którym znalazło się miejsce dla parkowego sklepiku, gdzie nabywam mapę Mljetu w skali 1:20 000. Łódka już czeka i wkrótce wraz z kilkunastoma innymi osobami płyniemy przez Velike Jezero na Otočić Sveta Marija, na którym znajduje się benedektinski samostan, otwarty dla wszystkich kościółek, restauracja, lodziarnia, sklepik z pamiątkami. Na górce za kościółkiem pozostałości rzymskich stajni, a także dwa, całkiem nowożytne osiołki. Dzieci próbują wody z jeziora – „Słona!” – no tak, bo obydwa jeziora to de facto jedna zatoka morska, ech... Woda jest – mniej niż w otwartym morzu, ale jednak – słona. Pewnie „jeziora” zasilane są jakimiś ciekami podziemnymi, ale my nie mamy czasu na duperele (niestety). Czeka na nas łódź (tym razem większa) do Malego Mostu. Zdążamy tylko zjeść lody na stoisku ustawionym w podcieniach klasztoru przy restauracyjnych stolikach. 8 Kn za kuglice – drogo, no ale to przecie koniec świata, a w dodatku lody są przepyszne (jak się okazało, były to najlepsze lody, jakie w tym roku jedliśmy w Chorwacji – przebiły nawet te z lodziarni z deptaka w Orebiciu – także, jakby co, wiecie: po lody na Mljet, a konkretnie na wysepkę na jeziorze).
Musicie wybaczyć mi kolejne byle jakie zdjęcie, ale fotografowanie w tej kaplicy jest zabronione tak samo jak w większości miejsc w Korei Północnej, więc ten tego...doceńcie poświęcenie :D
Łazimy sobie po pagórku na tyłach zabudowań.
Zagroda z osiołkami i wierszem chorwackiego autora, przetłumaczonym na angielski. W kolejnej wiadomości wklejam jeszcze jedno, dodatkowe zdjęcie ze zbliżeniem samego utworu.
Łodzi jest tu kilka i trzeba się pilnować, żeby wsiąść na właściwą. Ta mała pływa na odcinku Pristanište - Otok Sv. Marije. Inna wozi pasażerów z Otoka Sv. Marije pod Mali Most. Aha, podróż w cenie biletu wstępu do parku.
Już na drugiej, większej łodzi, która zawiezie nas pod Mali Most - miejsce, gdzie łączą się oba jeziora - Małe i Wielkie.
Podczas naszej wizyty w Parku Narodowym nie było ani osiołków, ani lodów, a krużganki klasztoru były w remoncie. Tutaj można zobaczyć, jak to wtedy wyglądało.
Ale od naszego pobytu na Mljecie minęło już 6 lat, więc trochę się musiało pozmieniać Widzę, że tabliczki informacyjne w PN pachną nowością