Odcinek 3: poznajemy OrebićOrebić zapamiętaliśmy sprzed 5 lat, kiedy przez Pelješac jechaliśmy na Korčulę. Mnie osobiście to miasto nie przypadło do gustu - jedna długa ulica przelotowa ze sporym ruchem lokalnym jak i tranzytowym (do promu na Korčulę, a także do ostatnich trzech miejscowości na Pelješcu). No ale dajmy szansę nabrzeżu
P.S. Tak to jest, że na początku prawie nie robimy zdjęć, zresztą przez pierwsze dwa dni - mając dosyć długiej podróży z Polski - nie ruszaliśmy się poza Orebić. Dlatego wrzucam taki niby podwójny (bo obejmujący dwa dni) odcinek, za to niektóre następne będę musiał dzielić, bo mam za dużo zdjęć do pokazania
wtorek, 16 VIIIŚpimy (zwłaszcza ja) do późna, a po śniadaniu torby w dłonie i wio na plażę! Na piechotę, a co? Mamy niedaleko. W miejscu, gdzie przy głównej drodze rozpoczyna się po jednej stronie (od morza) zwarta zabudowa, zastanawiamy się czy już tutaj da radę zejść
na Trstenicę. Nie ryzykujemy – schodzimy dopiero za spływającym z gór strumieniem i lokujemy się tuż przy jego ujściu do Jadrana. Dzieci budują usprawnienia na trasie mostek-morze, a wszyscy rozkoszujemy się pierwszą od 14 miesięcy kąpielą w Adriatyku. Woda w sam raz – nie zimna, ale i nie zupa.
- poranny relaks
- rzut oka z parteru na piętro
- Z tylnego tarasu widać nawet morze!
- W ogrodzie na tyłach domu.
Wracamy do siebie i po krótkim odpoczynku ruszamy na miasto celem obiadu spożycia. Trafiamy do prawie pustej (o tej porze – trwa sjesta) restauracji Pelješki Dvor, usytuowanej nieopodal przystani promowej.
Jesteśmy średnio zadowoleni, zarówno z jedzenia (na przystawkę slana riba i salata od hobby, a potem crni rizot, lignje sa żaru, dzieci oczywiście pizza/kura) jak i z wina. Jedynie przystawki były naprawdę dobre. Obsługa przyjemna, ale to za mało. Na straganie Ania pozazdraszcza mi kupionego w zeszłym roku w Visie nakrycia głowy i też funduje sobie kapelusz z trawy morskiej. Odnotowuję, że za połowę ceny z Visu – na lądzie jest taniej, się wie. Wieczór spędzamy w ogrodzie, konsumując na kolację zakupione w konzumie ćevapćici z grilla.
- Na pozbieranym w okolicy chruście i gałęziach upichcimy sobie kolację :)
środa, 17 VIIIDziś obiad zjemy w domu, więc rano miast na plażę ładujemy się do Laguny i wio do miasta. Parkujemy na placu obok małego konzuma w samym centrum Orebicia (miły pan pobiera od nas opłatę parkingową – 10 Kn/h) i robimy zakupy: w ribarnicy (jedna duża – 1,2 kg – orada za 200 Kn/kg + czyszczenie 10 Kn/kg), na targu owoce/warzywa, w konzumie namazy, piwo i wodę, w piekarni pieczywo, a w znalezionej naprzeciwko studenaca winiarni 2 litry białego i litr czerwonego wina (nie polecam - niedobre!). Potem zrzut do domu i na plażę. A propos ribarnicy: parę kilometrów dalej, na Korčuli, używają już nazwy peškarija. A myślałem, że w južnej Dalmaciji używają tylko tej drugiej, pochodzącej z języka włoskiego, nazwy
- Cytryny jeszcze nie dojrzały.
- Z okien sypialni też widać morze!
- we wnętrzu orebickiej ribarnicy
Znów grana jest Trstenica, ale tym razem docieramy do niej
stromą drogą przed ohydnymi zabudowaniami vinariji, dominującymi nad okolicą. Mimo, że mamy blisko, jedziemy samochodem. Na plaży super (tu zejście jest bardziej konkretne, szybciej głębia), rzucamy frisbee, pływamy, snurkujemy, ale ten powrót...ciężko mi wyjechać, auto blokuje się na kamieniach, coś tam podkładam i w końcu ruszam, ale ponieważ jest mało miejsca na wykręcenie – decyduję się podjechać ok. 40-metrowy odcinek po stromiźnie na wstecznym...
para buch, koła w ruch...staję na górze w oparach dymu i pośród smrodu palonego sprzęgła. Czy właśnie nie zakatowałem samochodu? W drugi dzień wakacji?! Otwieram okna, odczekuję minutę. Rodzina ładuje się do środka (tak, wiem, że śmierdzi!), ruszamy główną drogą – dalej pod górę, choć już nie tak stromo...i przeżywam(y) chwilę prawdy – choć udało się ruszyć, chwilę potem, wciąż pnąc się pod górę, silnik zaczyna wyć, wóz nie przyspiesza, a obrotomierz skacze do 5 tys. obr./min. Jestem na biegu, ale silnik tego nie widzi. Czy my tu – na głównej ceście – zaraz staniemy? Nie, uff, kochana Lagunka, nie dała ciała, dowiozła nas do skrętu i do domu. Tylko czy będzie dalej jeździć?
- rzut oka z Trstenicy w kierunku Podobuće
- Sv. Ilja dymi.
Zestresowany, postanawiam przed wieczorem sprawdzić auto – na szczęście jeździ
Wieczorny spacer, ciutkę męczący, chcemy zakończyć przy napojach w jednej z nadmorskich konob Orebicia.
Jest pełno, obsługa zaleca nam rezerwację, ale dostrzegamy małe stoliki na wysuniętej w morze kei i prosimy, żeby nam tam przynieść piwo i soki. Obsługa powolna, ale było miło
- na Trstenicy
- Takie coś (zdaniem Ani: szkaradztwo) pływało wzdłuż nabrzeża w Orebiciu. To taka łódź półpodwodna, częściowo zanurzona, jedna z atrakcji turystycznych miasta. Druga taka pływa naprzeciwko, przy Korćuli.
- Słońce zachodzi nad orebicką mariną (i widoczną w tle Korčulą).