Katerina napisał(a):Maslinka:
Szkoda, że Półwysep trochę Was rozczarował...
No właśnie..., tego chyba jeszcze nie bylo.. Ale to na pewno dlatego,że w pewnych miejscach trafiamy w danej chwili na różne konfiguracje czynników, które kształtują nasze wrażenia..
Hmm, mnie tam nie szkoda. Odnośnie tych konfiguracji czynników - mnie wystarczył jeden, główny - to nie wyspa. Pelješac może sobie wyspę udawać, ale takową nie jest i nie będzie. Ale nie było tak, że od razu nastawiłem się na "nie", choć drugi czynnik - czyli lokalizacja w Orebiciu - również był odstręczający. Umówmy się, to nawet nie jest miasto, to jest kupa chałup przyklejonych do nitki szosy, którą ludzie jeżdżą w kierunku przeprawy promowej/dzielnicy hotelowej/kempingów w Kućište czy Viganju. Nie ma na czym zawiesić oka, no chyba, że usiądziemy nad samym morzem (lub wysoko w górze - np. w Panoramie), bo wtedy można skupić wzrok na Jadranie/Korčuli/Sv. Ilji.
Upierdliwość przemierzania tej samej, nużącej drogi, na której ciężko jest cokolwiek wyprzedzić, prawie codziennie przez ponad godzinę zadziałała dodatkowo deprymująco. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że lepiej byłoby skupić się na mniejszym fragmencie półwyspu (bliżej nasady, względnie pośrodku), ale zadecydowała możliwość wynajęcia całego domu z pięknym ogrodem, położonego na uboczu i to w dodatku za niewielkie pieniądze, w sezonie.
Nie żałuję niczego - wszędzie nie da się być, a Pelješac to kawał przestrzeni. Przed wakacjami mieliśmy plany wycieczek nie tylko na Mljet i Korčulę (które zrealizowaliśmy), ale chcieliśmy także wyściubić nosa dalej na ląd - powtórzyć wizytę w Dubrovniku, może nawet pojechać dalej, aż do Kotoru? Mnie marzył się Mostar, ale ostatecznie nic z tych planów nie wyszło - ba, na samym półwyspie nie odwiedziliśmy nawet Trpanja (nie licząc dnia przyjazdu, ale tyle wtedy widzieliśmy, co widzi się zjeżdżając z promu...). Nie zajechaliśmy też do całej masy mniejszych miejscowości - Crkvice, Podobuče, Potočine, Hodilje, Duba Stonska, Luka Dubrava, Kobaš. Ledwo liznęliśmy Mali Ston, Brijestę, Lovište... Nie odwiedziliśmy polecanych konob w Hodilje i Kobašu, nie zatrzymaliśmy się ani razu na ostrygi i małże w Drače, nie trafiliśmy na wiele potencjalnie ciekawych plaż (plaża za Dubą Pelješką, Vela Prapratna na wschód od Trpanja, plaża w Uvali Marčulet na południowym koniuszku Pelješca (tę odwiedziłbym w pierwszej kolejności w przypadku powrotu w tamte strony). No i wreszcie, nie weszliśmy na Sv. Ilję, ale do tego naprawdę nie było warunków, brakowało też czasu. Sądzę, że taka wspinaczka jest popularna zwłaszcza wśród osób powracających na półwysep, które już swoje widziały i chcą teraz spojrzeć na stare kąty z innej perspektywy.
No ale się nie da, choćby dla spokoju - bo on też jest potrzebny. Dlatego Žuljana była "grana" kilka razy - bo dobrze się tam czuliśmy. Na plus punktują też Mljet (mimo wszystko) i Ston z jego murami, Broce, Kuna, plaża w Dubie Peljeskiej, a także, oczywiście, Janjina i konoby nad Orebiciem. Na zero wychodzą Trstenik, Sreser i Korčula.
Minusy - poza wspomnianym półwyspem jako takim oraz Orebiciem jako pudrowanym miastem - to na pewno wszystko na zachód od Orebicia, z naciskiem na Kućište i Viganj, ponadto marna oferta/jakość domowych białych win (tak, wiem, byliśmy w regionie słynącym z win czerwonych...) - choć tutaj zastrzegam możliwość, że nie trafiliśmy po prostu do właściwych miejsc (nie licząc Domanoety). I chyba tyle.
Plusów zasadniczo, jak widać, jest więcej, natomiast liczy się ogólne wrażenie. Wrażenie, które jest jakie jest i które powoduje, że Pelješac raczej nie zagości w naszych wakacyjnych planach w tzw. "następnej dziesięciolatce". To już prędzej wrócę do Kvarneru...