Odcinek 13, w którym się żegnamy niedziela, 28 VIII
- Na plaży w Prapratno. Właśnie odpływa prom na Mljet.
- Po lewej stronie widać jedne z niewielu chat tworzących Prapratno, które i tak kojarzy się wszystkim z: 1. przeprawą promową na Mljet 2. piaszczystą plażą 3. kempingiem.
- A takie piwko kupowałem sobie dość często w tym roku - nieco lepsze od zwykłego karlovačko, choć szału nie ma, o czym świadczy odcień bladych sików w kuflu.
Z rana pakowanko – wiadomo, zanim się ruszymy, trzeba mieć ogarnięte bagaże przed jutrzejszym wyjazdem. Potem przeprawa (która to już…) przez cały półwysep, do Prapratna. Ale nie zjeżdżamy tym razem na sam dół, do promu – skręcamy na plażę.
Prapratna najwyraźniej exodus turystów nie dotknął – z dużym trudem (i szczęśliwie) znajdujemy wolne miejsce na parkingu. A
co się dzieje na plaży! Głębokie piaszczyste nabrzeże pozwala na rozłożenie się trzech rodzin jedna za drugą, ale i tak plaża jest zajęta tak, że ciężko wcisnąć się gdzieś z kocem. Ale ostatecznie udaje się i zażywamy ostatniej w tym roku kąpieli w Jadranie, bardzo przyjemnej zresztą. Woda delikatnie chłodzi, słońce delikatnie przypieka, lekkie fale wylewają się na piaszczysty brzeg – wszystko z umiarem
- Widoki z wysokości Konoby Hrid są nie gorsze niż z nieodległej Panoramy, z tym że z Hrida obserwujemy głównie Orebić, nie Korčulę.
- Jednak Lumbardę da się zobaczyć bez problemu :)
- Port w Orebiciu zoom-zoom.
- Zoom-zoom na wysepki pomiędzy Korčulą a Pelješcem. Uwaga, podaję nazwy: po prawej, na pierwszym planie mniejsza zalesiona wyspa to Velika Stupa, za nią największy z piątki Majsan (z najwyższym punktem 35 m n.p.m.), po lewej z tyłu Gojak, a dwie skałkowe maluchy poniżej to Majsanić (mniejszy, pośrodku) i Mala Stupa.
- Patrząc dalej na lewo (na wschód) widzimy kolejne dwie wysepki: Vela (z kapliczką) i Mala Sestrica. Za nimi, zachodzące słońce omiata wioski zatunelowego Pelješca oraz Zaljev Žuljana.
- Zerkamy też na bezpośrednie sąsiedztwo. Ta kapliczka leży przy drugiej dojazdowej drodze prowadzącej z Orebicia do Podgorje (czyli wsi, w której znajduje się Konoba Hrid).
Jest już późne popołudnie kiedy meldujemy się w Orebiciu. Drobna korekta garderoby i
jedziemy na ostatnią wieczerzę Dziś nie jedziemy w konwoju, dziś droga jest pusta, jeśli nie liczyć sporej grupy piechurów na samym szczycie, koło cmentarza. Dojeżdżając do Konoby Hrid, zastanawiamy się, czy aby na pewno nie zapomnieli o naszym zamówieniu wśród weselnych zawirowań. Ale nie, wszystko stoi – czeka. Nakryto dwa stoły, jeden dla nas, drugi (większy) dla…grupy rodaków, która nadchodzi zaraz za nami piechotą. Eee, no dobra, przesiadamy się. Miejsca jest pod dostatkiem, nie ma sensu się przekrzykiwać, w dodatku w tym samym języku.
- Nazwa Hrid (chor. 'klif') nie wzięła się znikąd: mieści się ona u podnóża pionowej skały, przy której postawiono pokaźnych rozmiarów grill.
- Robią się już peki. Jedna z nich jest nasza.
- Dzieci na huśtawkach, jakże częsty widok. Tyle, że za tymi huśtawkami są nie trawnik, chodniki i bloki, a urwisko, morze i wyspy!
- W czasie, gdy Ania wciąż wypatrywała na horyzoncie obiektów do sfocenia, niepostrzeżenie zajechała ośmiornica.
- Oh, yes!
Podziwiamy widoki, ale nie, żeby tak o suchym pysku. Sączymy przyjemne białe wino oraz przepyszny napój miętowy domowej roboty.
Ośmiornica spod peki smakuje inaczej niż w Panoramie, ale nie sposób powiedzieć, która lepsza. Zgadzamy się, że generalnie najlepsze, co jedliśmy podczas tego urlopu to jagnięcina w Panoramie, na samym początku pobytu. Słońce zaczyna chować się za Korčulą i dachy domów w Orebiciu okrywa przyjemny, letni cień. A na nas już czas – jutro wcześnie wyruszamy w drogę powrotną.
- Słońce już chowa się w Jadranie. Czas na nas!
poniedziałek 29 VIII Plan był taki, żeby wstać koło piątej i pojechać na pierwszy prom do Ploče, który odpływa z Trpanja o 6:15. Tyle, że już wpół do trzeciej nie mogłem spać i w rezultacie wyruszyliśmy około czwartej – oczywiście nie do Trpanja, a w kierunku Stonu.
Tak musiało być Godzina jazdy pustymi drogami i zaczęło dnieć. A ja
po raz pierwszy od przyjazdu musiałem użyć wycieraczek nie do umycia brudnych szyb, a do przetarcia szyb zmoczonych w sposób naturalny – w tym wypadku była to powoli ustępująca mgła. Dzięki temu zorientowałem się, że skończył mi się płyn do spryskiwaczy. Całe szczęście, że akurat dojechaliśmy do nasady Pelješca (lewo Split, prawo Dubrovnik) i podjechałem na inę w Zatonie.
Pracownik stacji musiał być zdziwiony, kiedy spytałem go (po polsku) o płyn do spryskiwaczy. Tłumaczenie na angielski niewiele pomogło, zadziałał natomiast nieoceniony w takich wypadkach uniwersalny język migowy. Moje „uuuu-uuuiiii” połączone z miarowym ruchem obydwu rąk nad głową (lewo – uuuu, prawo – uuuiii) zadziałało! „Litr czy dwa ?” – w końcu załapał zaspany kasjer. W tym momencie pomyślałem sobie, że to jest właśnie miara różnicy pomiędzy pogodą tam i pogodą tu (choć w ostatnich latach, przynajmniej w centrum Polski, i tak niezwykle rzadko – jak na nasz klimat – pada) – u nas płyn do spryskiwaczy kupuje się w opakowaniach dwu- lub czterolitrowych
Przy okazji, postanowiłem zapamiętać się jak się toto nazywa po chorwacku. Rzut oka na opakowanie i…”Ania,
dawaj telefon, zdjęcie zrobię, bo za cholerę nie da rady tego zapamiętać!”. Swoją drogą, zakuwanie tej nazwy okazało się niezłym ćwiczeniem dla zaspanej głowy i zapewniło nie gorszą pobudkę niż (niewypita jeszcze) kawa. A zresztą spróbujcie sami: „tekućina za pranje vjetrobranskog stakla”. Ale tak o piątej rano, okej?
Niebawem
mijamy zaspane jeszcze Neum. Na wjeździe pogranicznicy biorą do ręki nasze paszporty i szybko oddają. Na wyjeździe od razu machają ręką dodając po polsku „Proszę!”. No cóż, dziękujemy
Za Klekiem droga oddala się od morza i wije się, gwałtownie opadając w dół w kierunku wnętrza Półwyspu Bałkańskiego. Spadek kończy się pod Opuzen, gdzie na kilkanaście kilometrów do D8 (znanej też jako Jadranska magistrala) przytula się Neretwa. Nie ukrywam, że
chciałem znów zobaczyć ten widok. Nabrzeże wymalowane w barwy Hajduka Split, przydrożne opłotki Opuzen przypominające mi amerykańskie miasteczka (gdzieś w pasie między Nebraską a Arizoną), wiadukt w Rogatinie… I w końcu jesteśmy znów w Ploče, zamykamy koło, wiążemy balonik.
- Tifon/Marche - znaczy się, tu dobrze zjemy!