Wszystkiego dobrego w Nowym Roku ! Sretna Nova 2019!
Tytuł mało oryginalny, a relacja z pewnością nie będzie na takim wysokim poziomie, jak niektórych Cromaniaków, ale zaryzykuję, chociaż poprzeczka postawiona naprawdę wysoko !
Z nowym rokiem chociaż w tej materii kopnęłam się w tyłek i ruszyłam w końcu z pisaniem
Niewiele udzielam się niestety na forum, ja bardziej z czytających, a przed wyjazdem głównie pytających Czas to nadrobić chociaż relacją w podziękowaniu To tytułem wstępu do Wstępu
Żeby nie przedłużać, przejdźmy więc do zasadniczego WSTĘPU, który mam nadzieję, zachęci Was do czytania i wspominania, a mnie do dalszego pisania
WSTĘP: MAJ 2018
Tego wyjazdu miało w zasadzie nie być. Nie był planowany, głównie ze względu na koszt, który wydawał nam się zaporowy. Pierwsza i jedyna do tego momentu wizyta w Chorwacji miała miejsce aż 13 lat temu. Wtedy tylko we dwójkę. Chorwacja co roku przewijała się gdzieś w rozmowach ze znajomymi, mniej lub bardziej intensywnie. Ale konkluzja zawsze była taka sama – we 4 już nas nie stać…
Wielotygodniowe kalkulacje różnych krótkich wyjazdów na lato 2018 w naszym rodzimym kraju pokazały, że wakacje na rodzimej ziemi wcale nie wypadają tanio. A co najważniejsze, nie gwarantują pogody.
I pewnego pięknego popołudnia przy tradycyjnym polskim majówkowym grillu u rodziny, rozmowy zeszły na temat wakacji. Początkowo całkowicie hipotetyczne rozważania przy grillowanej kiełbasce, z racji – jak mi się wtedy wydawało, niższego kosztu - dotyczyły najbliższego od nas punktu chorwackiego lądu, czyli Istrii. Kuzynka zachwalała, ja byłam sceptyczna. Krótsza niż do Dalmacji trasa przemawiała za teoretycznie niższym kosztem.
No i zaczęło się wertowanie internetów… Zasadniczo było już dość późno na szukanie czegokolwiek w dobrej cenie, sensownej lokalizacji itp. Koncepcja goniła koncepcję, głowa pękała od przemyśleń, wniosków i znaków zapytania. Przede wszystkim budżet nie wydawał się wystarczający. A tydzień na miejscu zdecydowanie słabo się kalkulował. Bardzo trudno było znaleźć coś w Dalmacji poniżej 80 EUR, w większości wszystko zaczynało się dopiero od 90. Nie brzmiało to optymistycznie. Szukałam na serwisach, zaczęłam pisać do właścicieli bezpośrednio.
Aż na forum znalazła się dobra dusza – wiolek_lp, która zaczęła mnie przekonywać do Hvaru. Opcja wyspy wydawała mi się całkowicie nierealna. Nic mi nie mówiły nazwy „zatunelowa wyspa”, skróty „ID”, „SG”. Błądziłam po omacku jednocześnie zasypując biedną Wiolę milionem pytań. A Wiola dzielnie odpowiadała na każde, dodając od siebie wiele cennych uwag i informacji. Sama wybierała się lada moment na Hvar po raz drugi. Wprawdzie nie w samym szczycie sezonu i bez widoku na morze, więc cena oczywiście niższa, ale jak dla mnie, i tak zaskakująco niska. Napisałam do Nikoli, do którego wybierała się Wiola. Dostałam dwie propozycje na 10 noclegów, co już samo w sobie było zaskakujące, bo była już 2 połowa maja. Ostatecznie, po negocjacjach, zdecydowaliśmy się na większy apartament 65 metrowy z 2 sypialniami i salonem oraz balkonem z najpiękniejszym widokiem na góry w Jelsie, za którym dziś tęsknię tak, że aż w mostku czasem boli. Nikola zgodził się na cenę, która dała nam w sumie 11 nocy na miejscu. Na początku czerwca wpłaciłam zaliczkę i z chwilą zatwierdzenia przelewu dotarło do mnie, że to się dzieje naprawdę.
A to jeszcze nie był koniec bo zamarzył mi się Mostar… Ale o tym później.
Do wyjazdu zostało 2,5 miesiąca, czas wystarczający, żeby teraz na spokojnie poczytać relacje, dopytać o szczegóły, zrobić przedwyjazdowe zakupy, ogarnąć trasę, winiety i inne pierdolety. Oczywiście nic bardziej mylnego, bo czas pruł jak bolid F1 i w praktyce wszystko jak zwykle na ostatnią chwilę. Ale ostatecznie się udało spiąć całośóć przed „godziną zero”, choć dzień przed wyjazdem nie obyło się bez stresu. Ale o tym w zasadniczej relacji wkrótce.
Nocleg zaplanowaliśmy w okolicach Ptuja w Słowenii. Udało mi się zarezerwować pokój rodzinny w polecanym na forum miejscu – farmie Lovrec. Przyznam, że (być może niepotrzebnie) bardzo się napaliłam na to miejsce, chociaż nocleg tylko na 1 noc, ale fakt nocowania w winnicy dodawał wyjazdowi smaczku. Dzień przed wyjazdem dostaję niespodziewanie maila od właścicielki. Niestety nie mogą zrealizować naszej rezerwacji. Okazało się, że akurat na noc, kiedy mieliśmy tam spać, zaplanowana jest wielka impreza urodzinowa z DJem i będzie naprawdę głośno, więc odradzają nam nocowanie, ponieważ raczej na pewno się nie wyśpimy. To miło i uczciwie ze strony właścicielki, że nas o takim fakcie informuje, ale wielka szkoda, że nie trochę wcześniej! Oczywiście proponuje inne miejsce w okolicy, u sąsiadów w innej wiosce. My nic nie musimy robić, ona zajmie się potwierdzeniem naszej rezerwacji a cena jest taka sama. Początkowo upieram się, że mimo wszystko chcemy spać u niej, ale po dłuższym namyśle dochodzę do wniosku, że to faktycznie bez sensu, bo nocleg w trasie jest po to, aby odpocząć. Przez chwilę próbuję nawet szukać na własną rękę jakiejś alternatywy, ale ponieważ jestem w środku pakowania i robienia ostatnich zakupów, przystaję ostatecznie na propozycję właścicielki Lovreca. Co ma być, to będzie.
Ostatecznie ta zamiana okazała się fantastycznym rozwiązaniem, o czym wkrótce, we właściwej relacji.
Ufff, pierwsze koty za płoty !