DZIEŃ 15
01.09.2018 – Budapeszt – domW ostatnim odcinku szału już nie będzie ...
Ten dzień zapadnie w naszej pamięci po prostu jako męczący dzień podróży przy kiepskiej pogodzie. I w zasadzie w tym jednym zdaniu można go streścić
Po kilku godzinach regeneracji schodzimy na śniadanie, pakujemy się, płacimy i koło 9:00 opuszczamy hotel. O ile jeszcze przed 9:00 świeciło słońce, o tyle z każdą minuta po 9:00 zaczyna go być coraz mniej, a potem niebo mocno szarzeje. Przez węgierski kawałek trasy po prostu wiszą nad nami ciężkie chmury, ale na szczęście nie pada (jeszcze).
- Jedyne zdjęcie, jakie zrobiłam tego dnia na trasie ;)
Padać, a właściwie lać zaczyna zaraz po wjechaniu na Słowację. Jedziemy przez Komarno, żeby już nie dodawać kolejnej winiety.
Nie jest to najlepszy pomysł, ponieważ nawigacja poprowadziła nas częściowo przez jakieś straszne manowce, wioski, pola i lasy. Nie notowałam już nic w czasie tej podróży, więc nie pamiętam zupełnie, ile czasu w ten sposób straciliśmy. Leje w każdym razie przez calutką Słowację i dopiero kiedy wjeżdżamy w końcu do Polski (granicę przekraczamy w Zwardoniu), deszcz powoli ustaje i im bliżej na północ, tym pogoda się poprawia.
Odcinek do Żywca ciągnie się niemiłosiernie. Przez dłuższy czas mijamy zmierzających w przeciwnym kierunku licznych uczestników tegorocznego Złombola, który odbywał się na Chalkidiki. Bodajże w Bielsku Białej zatrzymujemy się na tankownie i Maca. Chyba jesteśmy już ogólnie zmęczeni urlopem, bo myślimy tylko o tym, żeby w końcu dotrzeć do domu.
Nie pamiętam zupełnie, o której dotarliśmy pod dom, ale było jeszcze jasno.
W tym momencie kończy się najmniej ciekawy z całej podróży dzień i moja relacja...
(NAPRAWDĘ) BARDZO KRÓCIUTKIE PODSUMOWANIEJako się rzekło na wstępie, tego wyjazdu miało nie być. Ale był i udał się przednio. Hvar nas absolutnie zauroczył, urzekł i zaciekawił. Do tego stopnia, że po raz pierwszy zdecydowaliśmy się na powtórkę nie tylko samej destynacji, ale również adresu, pod którym w tym roku spędzimy w praktycznie takim samym terminie, kolejnych 12 dni. Będziemy nadrabiać zaległości, w planach m.in. wjazd na Sv. Nikolę i plaża Lučišća. Mam nadzieję, że damy również drugą szansę miastu Hvar, być może tym razem wybierzemy się bliżej końca dnia. Na pewno powtórzymy Pokrivenik, bo tam spędziliśmy naprawdę błogi dzień i pewnie Stinivę, która była równie urokliwa. Teraz już wiem, że jeśli przyjedziemy tam o rozsądnie wczesnej porze, to dojedziemy prawie do samego końca i bez problemu zaparkujemy. Jak wyjdzie, to wyjdzie, bez napinania się. Samo wieczorne przesiadywanie na balkonie z zimną graseviną, albo domowym winem od naszego Nikoli i gapienie się na migające światełka w Pitve, jakkolwiek to zabrzmi, było dla nas niemalże terapeutyczne.
Ponieważ budżet na tegoroczny wyjazd będzie prawdopodobnie mniejszy, zapewne będziemy bardziej uważać, gdzie parkujemy i nie będziemy szaleć z pamiątkami i konobami, ale konkretnego grilla u Nikoli na pewno nie będziemy sobie odmawiać
Jelsa jako baza, była absolutnym strzałem w 10. A lokalizacja „naszego” apartamentu, w naszym odczuciu, najlepsza z możliwych.
Jeszcze na koniec bardzo skompresowane podsumowanie wydatków, bo pewnie poglądowo komuś może się przydać.
Termin : 18.08 – 1.09.2018PODRÓŻ RAZEM: 2413 złW tym:
Ubezpieczenie – 188 zł
Winiety – 182 zł
Paliwo z Warszawy – 1664 zł
Prom – 191 zł
Autostrada Cro – 169 zł
Autostrada BiH – 19 zł
NOCLEGI RAZEM: 3720 złSłowenia (1 noc) – 215 zł
Hvar (11 nocy) – 3074 zł
Mostar (1 nocleg) – 137 zł
Oekotel pod Budapesztem (1 nocleg) – 294 zł
CAŁOŚĆ: 6133 zł (bez wydatków na przygotowania, zakupy w Polsce i wydatków na miejscu).
Nie ma co przedłużać. Dziękuję wszystkim, którzy dali radę przebrnąć przez moją relację
Nie sądziłam, że tym razem uda mi się ją napisać a nawet skończyć
Relacja z 2006 roku skończyła się mniej więcej w połowie, a światła dziennego nigdy nie ujrzała
Jeszcze tylko 94 dni