Dnia następnego od rana manewry.
Umówieni byliśmy z fachowcem na 10.00.
No ale fachowiec ,jak to fachowiec przyszedł o...9.00.
Zaznaczyć trzeba,że to chorwacki fachowiec.
Nasz by przyszedł pewnie koło południa.
Efekt tego był taki,że trzeba było towarzystwo biegusiem pobudzić coby chatę mu jak najszybciej zwolnić.
No,ale ,że fachowiec nie nawykły do czekania...sru do kibla.
Z kibla do pokoju(gdzie było zabezpieczone dojście do rur)....z pokoju na pole (dwór,znaczy się
) i tak w kółko!
Przetykać to to się nie chciało, ładniejsza część mojej rodziny lata niekompletnie ubrana (albo jak mówią niekótrzy.......wyseblekana
), fachowiec nie wie czy na co ma się patrzeć...ćmi fajkę za fajką....nijak mu to nie idzie.
W sumie nawet się mu nie dziwię.Co się chłopina napatrzy to jego.
A rura?
Rura w końcu kiedyś musi popuścić..
Znaczy się....kanalizacyjna rura.
W takich to oto "bajkowych" klimatach zjedliśmy śniadanie i trzeba się gdzieś przejść,bo chłop w życiu nie skończy!
No,ale żeby nie było ,ze tak wszystko źle, była i dobra informacja tego poranka.
Właściciel przyprowadził jakiegoś dziadka informując nas,że ma on wolną chatę dla
prijateli .
Mówi co i jak,ale niestety obejrzeć się nie da,bo jacyś goście tam teraz mieszkają.
Pyta czy nam pasuje??
Pewnie,że pasuje!
Przecież ja tam mieszkał nie będę,to co ma mi nie pasować??:wink:
Cena przystępna, lokalizacja jak i pojemność apartmanów pożądane...chyba wszystko ok..
A z drugiej strony to Metajna,więc niby czemu ma być ok???
Walę esa do BB (wszak jutro godzina W
) ,że jest miejsce, zachwalając jakie zajeb....położenie.....sam apartament...właściciele super i takie tam....
Tylko tak se potem myślę.....
A jak się okaże ,że do doopy?
Cóż...najwyżej będę wpław stamtąd sp......,znaczy się uciekał.
Do Bosany.
Cienia tam nie brakuje
,to się gdzieś schowam.
Na dziś zaplanowaliśmy trzecią (z pięciu) najbardziej beznadziejnych plaż w Metajnie ( pierwsza to "asfaltówka"( tam gdzie auta po łbie jeżdżą),druga "samochodówka"(tam gdzie na łby lecą).
No to idziemy:
Pies wymiękł.
Nie idzie.
Musi coś w tej chałupie co tam była na górze wypatrzył.
My idziemy,a do chałupy coraz dalej:
Uprzedzę trochę fakty,ale już wam mogę powiedzieć----nie chodźcie tam absolutnie!
Stromizny:
Tu chyba....krew( coś kogoś zjadło?nie wiem i nie chcę wiedzieć!
)
A tu kolejny dowód,że nie wszyscy wrócili: