Ponieważ dzień się powoli kończy pora wracać do chaty.
Pomni jednak ostatnich wydarzeń niespecjalnie jesteśmy do powrotu skorzy.
No,ale przecież z owcami na polu (tudzież dworze
) spać nie będziemy,więc wyjścia nie ma.
Że też człowiekowi się zachciało takiej dziury...
Wracamy tą samą drogą.
Tą samą a jednak....
Na lewym pasie wyraźnie widoczny jakiś cień!
Ale skoro nie ma żadnych krzaków czy drzew, musi coś z kamieni wyłazi!!!
No to po pedale!
Znaczy się po gazie(żeby ktoś znowu nie powiedział ,żem nietolerancyjny!
).
Zresztą ciężko w okolicy normalnych ludzi uświadczyć,a co dopiero....
Przed Gajac czeka nas mała "niespodzianka"!
Ki ch.....???
Środek "wsi" i korek????
Niby nie Indie,ale.....
Pewnie jaka owca leży na asfalcie i nie wolno ruszyć
.
Idzie to wszystko jak krew z nosa,ale ponieważ objazdów nie wyznaczono
stoimy jak ten cieć na hałdzie żwiru.
Kawałek za stacją paliw widoczna jest już przyczyna tego zatoru.
Otóż
rozśpiewana młodzież włoska (głównie) wyjeżdża swoimi "rozśpiewanymi" samochodami z Zrce!!! A,że na głównej drodze,którą się poruszamy sami samarytanie,to i wypuszczają to wszystko z parkingu!
Ponieważ tam gdzie się zaczyna włoska i niemiecka rejestracja kończy się moje miłosierdzie
, "mszczę" się na nich okrutnie i nie wypuszczam nikogo!
A co?
Wolno mi?
Wolno!
Skręcamy na Żiglien, a po kilkuset metrach w drogę w kierunku Metajny.
A na tym skrzyżowaniu pani sprzedaje paski sir!
Arbuzy też sprzedaje.....i takie tam...
I taka mała rada,gdyby ktoś chciał sobie ten ser na Pagu kupić (slapol
).
Nie kupujcie w Kolan.
Na tym skrzyżowaniu jest dużo droższy!
Świadomi o zrobieniu "interesu życia"
wracamy na chatę a tam czekają na nas dwie informacje.
Zła i...zła.