Humor zaczyna nam psuć stukanie w aucie. Zaczęło się wczoraj wieczorem, a dziś nie ustępuje. Zapada decyzja: szukamy mechanika. Zaczynamy rozpytywać ludzi. Jest mechanik na końcu miasteczka.
Podjeżdżamy pod jego dom, gdzie odczytujemy kartkę na drzwiach, że od 12:00 do 15:00 ma sjestę, a dziś jeszcze jest sobota, więc może się w ogóle nie pojawić. Mamy 13:00 godzinę – nie chce się nam czekać. Postanawiamy się wrócić do Veliko Gradiste, które jest większym miastem.
Po drodze, we wsi Branicevo zauważamy autoserwis. Drzwi garażu są otwarte i nawet jakieś auto jest na warsztacie, ale nikogo nie ma. Sąsiadka mówi, że mechanik sobie gdzieś poszedł. Też sjesta zapewne.
Zauważamy w pobliżu strumyk i postanawiamy nad nim zaczekać. Zjeżdżamy 200 metrów wzdłuż strumyka i lądujemy na miejscowej „plaży”. Jest tu kilku tubylców, którzy z lekkim zaciekawieniem przyglądają się nam, gdy leżymy w cieniu drzewa, a dzieciaki się kąpią.
Po godzinie wracamy do warsztatu. Mechanik już jest. Biorę go do auta, aby posłuchał stukania. Przejeżdżamy kilka kilometrów, a tu nic! Auto, które przedtem cały czas stukało w okolicach koła, milczy jak zaklęte! Szlag by to! Mechanik jeszcze bierze je na podnośnik, zerka i mówi, że „niszto” złego tu nie widzi.
Lekko uspokojeni, postanawiamy kontynuować podróż zamiast szukać kolejnego mechanika. Zatem nie wracamy do Veliko Gradiste, tylko jedziemy w przeciwną stronę. Po kilkunastu kilometrach stuki z przodu auta oczywiście wracają…
Niedługo docieramy do jednego z najważniejszych stanowisk archeologicznych w Europie, czyli Lepenskiego Viru, który daje świadectwo jak żyło się 6 tysięcy przed naszą erą. Planując wyprawę zastanawiałem się czy tu w ogóle zaglądnąć. Wiecie, te kości i skorupki ułożone w gablotkach… Nuda…
Bogu dzięki, że się zdecydowałem. Duże zaskoczenie! Moja Piękna do dziś wspomina Lepenski Vir jako ulubioną atrakcję tej wyprawy.
Sam budynek, w którym jest muzeum, to architektoniczne cacko, emanujące lekkością i światłem..
A wystawa naprawdę daje pojęcie jak taka mezolityczna osada wyglądała.
Duże zdumienie wywołuje w nas trójwymiarowa animacja komputerowa pokazująca mezolityczne szałasy w 3D – jakoś z Serbią nie łączyłbym tak zaawansowanych technicznie muzeów…:
Jakby tego było mało, to mamy do użytku komputery z aplikacją, która pozwala się poruszać po osadzie przy pomocy strzałek i myszy niczym w grze komputerowej – taki serbski Quake.
Jest także odtworzony pradawny szałas:
Jak spojrzycie na skałę po drugiej stronie Dunaju, to zrozumiecie dlaczego „mezolici” zbudowali swoją osadę na planie trapezu:
Uwaga spoiler:
mieszkańcy osady mieli przy swoich paleniskach rzeźbione posążki bóstw z rybio-ludzkimi rysami – są to najstarsze mezolityczne rzeźby w Europie. Niestety te, które tam zobaczycie, to repliki, oryginały są w Belgradzie. Każdy szałas miał takiego własnego bożka.
Za 8 tysięcy lat, w muzeum opisującym dzisiejsze czasy, na wystawie będą krzyże chrześcijańskie…
Cena wejścia do muzeum: 26 zł. Liczba turystów: 0.