Dzień 5, 15.07.2010, czwartek
Dziś mamy w planie Nin i Zadar. O 9.50 jesteśmy w apartamentach, pijemy kawkę przygotowaną w tygielku, po turecku, 3 razy gotowaną. Taką piliśmy przez cały wyjazd, bo zapomnieliśmy włoskiej kafetierki.
Wyjeżdżamy niewiele po 10. Zwiedzamy Nin, który w tym upale nas nie zachwycił.
Jaszczurka na murku w mieście Nin
Granat na drzewie, kiedyś będę miała taki w doniczce
Zajeżdżamy na plażę, jest piaszczysta, piasek wchodzi dosłownie wszędzie. Wolę kamienie, choć przed wyjazdem do Chorwacji tego nie wiedziałam. Plaża dla nas, osób bez dzieci jest porażką. Płytko, piaszczyście, tłoczno, to nie dla nas.
Woleliśmy kameralną plażę w Starej Nowaliji, którą od wczoraj wielokrotnie przywołujemy w rozmowach. Wody przez jakieś 500m od brzegu po kolana. Odechciewa się pływania. Na koniec przychodzą dość duże fale. Odpuszczamy tę plażę. Trochę odpoczęliśmy. Za parking zapłaciliśmy 10kn/dzień. Nie ma innych stawek.
Ok. 16.00 jesteśmy w Zadarze. Jest upiornie gorąco. To nie jest czas na zwiedzanie miasta. Jesteśmy głodni, chcemy zjeść, a pootwierane są tylko fast foody i lody. Chyba mają przerwę. Wkurzeni decydujemy się na pizzę, która jest całkiem dobra. Za 4 pizze i wodę płacimy 140kn z napiwkiem i idziemy wzdłuż wybrzeża. Szukamy łodzi ze szklanym dnem, ale są tylko rejsy Kornati. Takiej łodzi nie ma w okolicy. Szkoda. Wkurzeni i spoceni wracamy do auta. Przed wyjazdem do Zadaru proponuję zaopatrzyć się w drobne na parkingi, bo automat przyjmuje tylko monety, a w kiosku nie chcieli nam rozmienić, albo nie mieli drobnych. Są 3 strefy parkowania. I 12kn/1h, II 10kn/1h i III 3kn/1h. Parkowaliśmy na III, przed mostem prowadzącym do starego miasta. Są jeszcze gdzieś bezpłatne parkingi, ale takich nie szukaliśmy. Na parkingu regularnie chodzą osoby wystawiające mandaty za parkowanie bez opłaty.
Fotka z parkingu
Fotka przy parkingu
Uliczkami Zadaru
Wracamy do domu. Panowie ponad 1h rozpalają grilla. Brykiet zwilgotniał, nie mamy żadnych drewienek, na rozpalanie poszła ponad połowa płynnej rozpałki i ciągle jest problem. Oderwali kawałki deski pozostałej z budowy domu i rozpalili dodając jeszcze polski brykiet, który śmierdzi w porównaniu do chorwackiego.
Dla nas dzień jest beznadziejny. Męczący i właściwie mogliśmy zamiast tego poplażować. Zadar również nas nie zachwycił. Ale jest jeden plus: kupiliśmy rodzicom metalowy dzwonek do kolekcji. Dzwonek z nazwą kraju. Wszędzie były ceramiczne. Tylko jedno stoisko w Zadarze miało to, czego szukaliśmy.
W poszukiwaniu pamiątkowego dzwoneczka
Poprzedniego dnia w mieście Pag kupiliśmy w markecie Cevapcici, nadzialiśmy je na patyczki od szaszłyków i na grilla. Do tego ziemniaczki ugotowane i potem zgrillowane i pyszna kolacja gotowa.
Zaczynają się komary, których wcześniej nie było. Ach, dzień bardzo średni, ale i takie muszą być. W końcu uczymy się Chorwacji.