O ile pierwszy dzień pobytu, ze zrozumiałych przyczyn, minął dosyć leniwie, tak następne miały bardziej zorganizowaną formę.
I tak - rano, po 6, spacer z Rodzicami.
Słońce nie zdążyło jeszcze wyjść zza gór, więc temperatura znośna, ludzi prawie wcale, więc nasze 5 porannych kilometrów pokonywaliśmy z przyjemnością.
Reszta spała w najlepsze, żona tylko dwa razy na taką przechadzkę dała się skusić.
Po spacerku - obowiązkowe veliko espresso, następnie Rodziciele do hotelu, na śniadanie, zaś Dudek do pekarnicy, po świeżutkie i pachnące pieczywko.
Czasem udało się razem pieczywko wszelakie razem pochłonąć, nieraz co poniektórzy ( szczególnie dziecka ) na plażę przybywali koło południa.
Nigdy nie lubiłem wylegiwania się na słońcu, więc albo w wodzie siedziałem, albo łaziłem po okolicy.
Po plaży, niezbędnych zabiegach pielęgnacyjno - kosmetycznych , ruszaliśmy na obiad - kolację.
Jak wsządzie w Chorwacji, knajpek nie brakowało, natomiast po kilku dniach spokojnie mogliśmy obstawić kilku faworytów ( faworytek ? ).
Następnie wieczorny spacer, Rodzice spać, a my....
Zdjęcie, jak nietrudno zauważyć, robione w ciągu dnia.
To widok z naszego "wieczornego" barku.
Wieczorem, po zachodzie słońca..
...i kilku dawkach tego czerwonego, w kieliszku...
...niektórzy mieli takie oto widoki...
..zaś Ewa pytała, jak długo pirat będzie wisiał na rei.