Znalazłam na tym forum wiele ciekawych relacji, wspaniałych zdjęć, które zainspirowały mnie do planowania kolejnych wakacji.
Ja też chętnie podzielę się wrażeniami z rodzinnego pobytu na Sardynii w czerwcu 2009r. Może moje zdjęcia, o ile uda mi się cokolwiek wkleić, i opis wakacji, które po woli zacierają się w mojej pamięci, pomogą we czyiś przygotowaniach do podróży.
Sardynia przyszła mi na myśl przypadkiem, planowałam coś bliżej, okolice Wenecji, ale podczas poszukiwania apartamentów, kliknęłam region Sardynii i ... zakochałam się w obrazach, które ujrzałam. Na szczęście nie musiałam długo namawiać męża - przystąpiliśmy do realizacji. W okolicach stycznia miałam już zabukowane dwa apartamenty i wykupione bilety na prom. W okolicach zimy promy mają promocje, z czego warto skorzystać. My wybraliśmy firmę MOBY na trasie Genua-Olbia-Livorno. Za samochód, kabiny 2+2 w dwie strony zapłaciliśmy 315 eur.
Ze względu na dzieci Olę (6lat) i Michałka (3 lata) zdecydowaliśmy się na dwa noclegi po drodze i jeden na promie. Do Genui jechaliśmy z Warszawy przez Zgorzelec (nocleg), Niemcy, Kawałek Austrii ( specjalne winietki na Corridor do Szwajcarii za bodajże 2 eur), Szwajcarię (Langwies - nocleg), Genua (nocleg na promie).
Droga aż do Szwajcarii od polskiej granicy po autostradach.
Nie wiem co podkusiło mnie aby na nocleg tranzytowy oddalać się od autostrady o 16 km, by pojechać do Langwies. Okazało się, że ta malownicza miejscowość położona jest na wys 1500 mnpm, a kręta szosa wije się wzdłuż przepaścistej doliny, zabezpieczona jedynie listewkami. Do tego była wąska i miejscami, ze względu na jakieś prace, mieścił się na niej 1 samochód. Niestety nie zatankowaliśmy w Chur na dole, mimo zapalonej lampki, a nasz super obciążony samochód w tych górskich warunkach spalał paliwo w strasznym tempie. Zmuszeni byliśmy zatrzymać się w połowie podjazdu, szukać pomocy w okolicznych gospodarstwach. Na szczęście znalazł się uczynny góral, który sprzedał nam nieco benzyny po cenie jak na stacji. Sam pensjonat Langwies Banhoff na szczęście nie zawiódł. widok z okna miałam, jak marzenie - na dolinę i ośnieżone Alpy. Poranek był rześki, a łąki ukwiecone. Pachniało ziołami, słychać było dzwonki - ech pięknie.
Do Genui dojechaliśmy ok 15 i mieliśmy czas aby pozwiedzać. Nie znaleźliśmy jednak miejsca do zaparkowania, ruch był straszny, czuliśmy się jak w wirze. W końcu zaparkowaliśmy koło portu, czekając na załadunek. Od razu pojawił się Antonio, który chciał nam sprzedać za okazyjną cenę komórkę i kamerę. Był dosyć namolny, ale daliśmy sobie radę.
Prom jest wygodny, kajuty na jedną noc ok. z łazienką. A rano już jesteśmy na Sardynii.
Pierwszym celem naszej podróży jest Sant Antioco - wysepka połączona z Sardynią 3 km groblą. Mamy więc jakieś 250 km do pokonania, droga jest bdb, odpowiednik naszej gierkówki. To co zaskakuje, to przestrzeń, pustka, mały ruch samochodów.
Wreszcie docieramy na miejsce, spotykamy się z właścicielką, która pilotuje nas na koniec świata = część wyspy nazywana Turri Canai - od wieży, która od kilku wieków stoi na czarnej skale. Prawie nikogo tam nie ma. Tylko morze, macchia, palmy, oliwki. Do miasteczka i sklepów ok 10 km.
Nasz dom - wynajmowaliśmy go z zaprzyjaźnioną rodziną. Niestety wiele zdjęć z początku pobytu nie zachowało się, nasze starsze dziecko sformatowało kartę i setka fajnych fotek została utracona.
Na pierwszy ogień - Cagliari. Jesteśmy tam w niedzielę. Zero ruchu, gorąco. Starówka odgrodzona wysokim murem, jakby wymarła. Piękne widoki, bardzo ciekawe muzeum archeologiczne. Zwiedzamy tylko starówkę, na spacer po "nowym" mieście nie mamy już sił.
Następnego dnia od rana chmury, co nas odrobinę zaskakuje. Jedziemy więc na wycieczkę, najpierw na drugi koniec wysepki do Calasetty, miasteczka białych domków, a potem na sąsiednią wyspę San Pietro. słynną z połowu tuńczyka. Dostajemy się tam małym promem, który dopływa na miejsce w 40 min.
Bez mapy, po omacku docieramy w miejsce księżycowe - mnóstwo pokruszonych skał wulkanicznych.
Wracamy do miasteczka Carloforte, po drodze mijając jedną z wielu ostoi flamingów.
Carloforte nazywane jest małą Ligurią.