My z Kasią i Kapitanem wydeptujemy swoje kierunki w Splicie, pozostała część Załogi maszeruje grupowo ciut innymi ścieżkami.
Także trafili na jakieś wydarzenie.
Na dużej scenie jakaś większa impreza.
Chyba tęsknie za sceną
Wracamy do mariny.
Na dźwigu stoi takie cudo.
Musi wspaniale pływać patrząc na wymiary kila.
Ten ponton rozbawił nas do łez.
Wracamy na pokład.
Na nim chyba komuś zawirował świat.
Na stole czeka carpaccio.
Tego wieczoru mieliśmy na pokładzie wyjątkową uroczystość ale nie zdradzę co to było.
W każdym razie – wszyscy byliśmy bardzo wzruszeni i szczęśliwi.
A potem – czas na sen, ostatnia noc w marinie.
Sobotni poranek – śniadanie, wypakowanie wszystkiego do samochodu.
Potem kawa i komu w drogę temu czas.
Ósemka do busa, Kasia do autobusu na lotnisko.
Znowu z przesiadką, ciekawe dokąd torba tym razem poleci……
Pod koniec Chorwacji było drugie śniadanie na parkingu.
Tankowanie auta pod korek.
Koło dziewiętnastej jeszcze obiad w węgierskiej knajpie.
Droga biegła sprawnie.
Przed 23 wysadziliśmy Marysię.
Potem Surfinga i Czesię.
I troszkę po północy byliśmy w domu.
To był jeden z fajniejszych jeśli nie najfajniejszy rejs dla dorosłych.
Nie pamiętam kiedy ostatnio się tak dużo ośmiałam.
Atmosfera, warunki na wodzie, jedzonko – absolutnie petarda!
Ale Chorwacja nas odpycha od siebie.
Za każdym pobytem coraz mocniej.
Kiedyś Kapitan mi powiedział, że bogaci ludzie nienawidzą jak ktoś popróbuje ich przysłowiowo oskubać.
Bogaci nie jesteśmy ale tak samo tego nie znosimy.
Dlatego tak bardzo przeszkadza nam coraz częściej doświadczana pazerność i chciwość Chorwatów.
Ba jak nazwać żądnie 50 euro na 8 km podwózki?
Przecież samolot z Warszawy do Splitu bywa tańszy…..
Gałka poślednich lodów w Hvarze za 3,5 euro…..
Postój w Visie za 93 euro…
Bojka bez niczego za 45 euro….
I ta sytuacja ostatniego wieczoru w Splicie gdy nie mogłam siedzieć na schodach w perystylu bez zamówienia czegoś w knajpie……
Kocham to morze i wyspy ale nie wiem kiedy wrócę…..
Pewnie na jakąś majówkę czy inny szybki wypad „dla dorosłych” całkiem niedługo.
Ale z rodziną?
Chyba dużo wody upłynie zanim zatęsknimy….
Choć oczywiście nigdy nie wiadomo co przyniesie życie.
Chorwacja w ciągu 23 lat naszych wypraw do niej za bardzo się skomercjalizowała – mówię oczywiście o swoich odczuciach jako żeglarz, nie oceniam pobytów typowo lądowych bo się na takich zupełnie nie znam.
Zatraciła też swój dziki, wolny charakter – wszechobecne rezerwacje miejsc w porcie, zakazy rzucania kotwicy – to mi nie pasuje do niczym nieograniczonego żeglarstwa.
I dlatego właśnie na ten moment rodzinnie potrzebujemy detoksu i chcemy spróbować innego świata.
Chcemy zobaczyć inne morza.
Odwiedzić inne zatoki i porty.
Potrzebujemy nowych wyzwań, może troszkę bardziej morskich warunków – wszak dzieci już prawie dorosłe, my też dojrzeliśmy troszkę żeglarsko.
Więc przynajmniej na jakiś czas z Chorwacją koniec.
Nie mówię oczywiście, że na zawsze.
Ale na pewno na jakiś czas.
Dzięki za Waszą obecność, za motywujące do pisania komentarze i do usłyszenia w kolejnej relacji!!!