Dziób łódki chwilami mocno wbija się w fale.
Fale chwilami zakrywają jej burtę – widać, że urosły.
Pod pokładem od czasu do czasu sprzątają nam się kamizelki i jakieś luźne rzeczy.
Wiatr wciąż jeszcze w miarę spokojny, 22 węzły.
Już po trzynastej, płyniemy ponad trzy godziny.
Wiatr nieustannie napiera na wodę i fale rosną.
Chwilami jesteśmy bardzo wysoko na fali by po chwili opaść w jej dolinę.
Jest jak na dobrej huśtawce.
Ku naszemu zaskoczeniu Czesia cały czas świetnie się czuje – nie ma to jak pozytywne nastawienie do żeglugi!
Wiatr stężał, wieje już pod 30 węzłów.
Musimy się zarefować.
Staję na chwilę za sterem, Kapitan zwija część przedniego żagla.
Coś się zacina na rolerze, musi tam pójść i odblokować.
Na szczęście po chwili już wszystko działa.
Żagiel zmniejszony, możemy płynąć dalej.
Jest super!!!
Fale coraz gwałtowniej rosną.
Oceniamy, że pod koniec naszej żeglugi dochodziły jak nic do czterech metrów wysokości.
Jeszcze raz podkreślę – nie da się tego niestety pokazać na zdjęciach.
Mam wrażenie, że były to największe fale jakie kiedykolwiek spotkaliśmy podczas naszych rejsów w Chorwacji.
Stan morza jak nic wynosił pięć.
To fajnie bo w ten sposób znowu przesunęliśmy własne granice.
Warto było popłynąć do Saplun Bay żeby wracać z niej w tych warunkach!