...
Coś na
zakończenie ...
W niedzielę rano 3 września, wstajemy dość wcześnie, bo o 4-tej.
Na szczęście jesteśmy już spakowani, inaczej byłoby dość nerwowo.
Zaliczamy tylko mycie i już pan noszowy dźwiga nasze bagaże pod katedrę.
A propos wątku osiołkowego - na górze nie jesteśmy sami.
Zdjęcie poniżej było wykonane około 4.50.
Kłapouchy z ekipą idą zająć sobie dobre miejsce w Starym Porcie
(chyba, że wracał z popijawy z Murphys bar) .
Po jakiś 15-tu minutach dojeżdżamy na lotnisko.
Port lotniczy Santoryn (jeżeli ktoś będzie szukał - kod
JTR i nie wpisywać Santorini tylko
THIRA lub
TERA) ... nie jest za duży.
Tak właściwie, to mam wrażenie, ze lotnisko polowe w Łososinie przed Nowym Sączem jest większe.
Nasz samolot ma wylot o 6:40 - o tej porze nic innego nie przylatuje, ani nie odlatuje z Santorynu
I całe szczęście, bo sala odpraw jest wielkości hali sklepowej, na moim najbliższym Orlenie.
Przy kumulacji wylotów (a w sezonie jest tych lotów około 50 - ciu, na dobę, nie licząc czarterów). "ścieżki taśmowe" dla poszczególnych kierunków, są wystawione przez wąskie drzwi na parking.
Lotnisko ponoć regularnie jest na podium plebiscytów na
najgorszy port lotniczy w Europie .
Po odprawie trafiamy do małej poczekalni. Mimo, że są tutaj tylko pasażerowie naszego samolotu (przedłużony Airbus 321), dla połowy nie ma miejsc siedzących.
Ciekaw jestem co się dzieje jak czekają pasażerowie 2-3 lotów
Ubikacje też są niczego sobie - drzwi tej poniżej, rzeczywiście były fu ... broken.
Przy dotknięciu paluszkiem haczyk pięknie wyskakiwał z uszka
.
Po ciemku ładujemy się do samolotu, żeby w nim trochę posiedzieć.
Start następuje, gdy płytę lotniska zaczyna omiatać światło poranka.
Podczas krótkiego lotu zaliczamy śliczny sunrise nad Morzem Egejskim.
W Atenach mamy około 2 godziny czekania na nasz samolot.
Niełatwo go znaleźć na tablicy odlotów
.
Ptak z niebieskimi tatuażami i plakaty kuszą, żeby zwiedzić Ateny.
Może ktoś wie, w którym miejscu jest ten przystanek metra/tramwaju na zdjęciu ?
Na północ lecimy w słońcu ... tak gdzieś do połowy trasy, gdzie zanurzamy się w chmurach.
Wokół mleko totalne, widoczność 50 metrów, końcówki skrzydeł chwilami są niewidoczne.
Nieoczekiwane wynurzenie następuje nad dachami Krakowa, który wita nas tradycyjnym mało polskim latem
.
W Balicach byliśmy przed 12-stą (polskiego czasu).
Pomyślałem sobie - w sumie niedaleko ten Santoryn
.
Dziękuję Wszystkim za obecność oraz za miłe i ciekawe komentarze.
Serdecznie zachęcam do zobaczenia
Wyspy na 6 .
Po jej odwiedzeniu, pozostało uczucie przeżycia czegoś absolutnie wyjątkowego, takie wrażenie podróżniczej sytości.
Nie wiem, czy coś jest w stanie, głównie krajobrazowo, "przebić" Santoryn.