Najstarszy i najbardziej znany cmentarz lwowski. Jedna z czterech narodowych nekropolii Rzeczpospolitej i chyba najsłynniejsza, symbol dawnych polskich Kresów. Szacuje się, iż znajduje się na nim co najmniej 300 tysięcy grobów, w tym 2 tysiące grobowców.
Łyczakowski to murowany punkt każdej wycieczki z Polski, czemu trudno się dziwić. Turystów z innych krajów za bardzo tu nie widać, co także nie jest zaskoczeniem: cmentarz pełen jest wysokiej klasy dzieł sztuki rzeźbiarskiej, ale takie można oglądać w wielu miastach Europy.
Ja w ogóle uwielbiam łazić po cmentarzach, gdzie zawsze najmocniej odbija się historia, więc nie mogłem tu nie zajrzeć.
Założony został w 1786 roku, jest zatem w czołówce najbardziej wiekowych i nadal istniejących cmentarzy kontynentu. Wcześniej pochówki odbywały się w granicach miasta, zazwyczaj przy kościołach, co stwarzało nieustanne ryzyko wybuchu epidemii oraz ograniczało rozwój zabudowy. Sytuację tę postanowił uporządkować cesarz Józef II, który dekretem nakazał zamknięcie wszystkich nekropolii miejskich w całym państwie (!) i wyznaczenie nowych na pustych terenach. Nie trzeba dodawać, że wywołało to u poddanych szok, bowiem do tej pory pochówki poza miastem uznawano za... profanację majestatu śmierci.
Przez pierwsze dekady na Cmentarzu Łyczakowskim dominowała kultura niemiecka i takie napisy nagrobne przeważały. Zaczęło się to zmieniać dopiero po powstaniu listopadowym, a ostatecznie w II połowie XIX wieku większość grobów miało już polski charakter. W okresie autonomii Łyczaków stał się miejscem spoczynku zasłużonych obywateli, panteonem Wielkich Lwowian. Oczywiście w tym czasie stolica Galicji nadal był wielonarodowościowym miastem, więc grzebano na nim także przedstawicieli innych narodów, w tym wielu sławnych Ukraińców.
W tekstach o Łyczakowskim bardzo często pojawiają się opisy fatalnego stanu polskich grobów. Wiedząc, jak wyglądają stare cmentarze na Ziemiach Wyzyskanych, spodziewałem się morza ruin. Na miejscu spotkała mnie miła niespodzianka, bo, moim zdaniem, całość wygląda dość nieźle. Oczywiście sporo jest nagrobków w takiej formie...
...lecz i dużo zostało wyremontowanych za polskie pieniądze. Ogólnie, po latach zaniedbań i celowych dewastacji, to naprawdę mogło być tutaj znacznie gorzej.
Po przekroczeniu głównej bramy zobaczymy kilka okazały kaplic grobowych, w tym często fotografowaną od rodziny Baczewskich z 1882 roku.
Na Łyczakowskim wybudowano 24 kaplice rodzinne, ale jedna została zniszczona w czasie II wojny światowej.
Z tego miejsca odbijamy w lewo. Wyłożony kostką chodnik prowadzi wzdłuż wielu ciekawych grobowców.
Warto przyglądać się szczegółom: na przykład trójdzielny herb Rzeczpospolitej z okresu powstania styczniowego. Ustawiono go przy nagrobku Seweryna Goszczyńskiego, uczestnika powstania (co prawda listopadowego, ale nie czepiajmy się szczegółów). Goszczyńskiego opisano jako "wieszcza", ale przyznaję, że nie znam nic z jego twórczości.
Jedną z większych konstrukcji jest obelisk
Konstantego Juliana Ordona, którego sławnym uczynił Adam Mickiewicz w swoim wierszu. W Reducie Ordona bohater został uśmiercony, w co wiele osób uwierzyło i było potem mocno zdziwionych, kiedy zobaczyło dawnego powstańca żywego
. Ordon dożył sędziwego wieku i życie odebrał sobie sam, we Florencji.
Szukaliśmy grobu
Marii Konopnickiej, czyli tego będącego w czołówce najbardziej popularnych. Znaleźliśmy prawie bez błądzenia. Przy tej kostkowanej nawierzchni wygląda trochę sztucznie, jak atrapa. Oryginalne popiersie pisarski zostało zniszczone (lub zaginęło) podczas wojny, obecne odtworzono w latach 50. z polecenia władz radzieckich (!). Tacy to byli dobrzy gospodarze!
Od tego momentu będziemy poruszać się już nie do konkretnej postaci, ale na wyczucie. Gdzie nas oczy poniosą, która droga na skrzyżowaniu stanie się jaśniejsza. Wszystko co potem zobaczyliśmy było dziełem szczęścia lub przeznaczenia
. Takie podejście ma jeden niezaprzeczalny plus - unikniemy frustracji, że wśród tysięcy grobów nie odnajdziemy tego właściwego.
Przyglądając się grobom nie sposób zauważyć, iż niektóre... zasłonięto! Takie można odnieść wrażenie widząc nowe powojenne tablice i rzeźby ustawione tuż przed starymi.
Czy to było celowe działanie aby "pomniejszyć" polskość cmentarza? Można polemizować. Przecież stary grobowiec nadal jest widoczny i nie przestał istnieć, więc taka "zasłona" wzbudzać może co najwyżej politowanie. Inna sprawa to fakt, iż Łyczakowski jest ciągle najbardziej nobilitującym miejscem pochówku, więc mimo jego oficjalnego zamknięcia nieustannie przybywało na nim "lokatorów". A że wszędzie jest ciasno, to wciskano się w każdy wolny kąt. W każdym razie wygląda to dość dziwnie...
Groby z czasów ZSRR są zazwyczaj pomijane przy opisie cmentarza wśród blogerów i w przewodnikach. Bo za nowe. Bo nie pasują. Bo brzydkie. Bo nie polskie. Tak choćby współczesne nagrobki w Polsce przedstawiały jakąś wartość artystyczną! W ogromnej większości są bezpłciowe i nudne. Tymczasem tutaj naprawdę jest na czym zawiesić oko - cała masa bardzo realistycznych rzeźb. Mamy wrażenie patrzenia zmarłym w twarz. I te postaci kilkuletnich dzieci, robią wrażenie...
Jak dla mnie ta "nowoczesna" strona Łyczakowskiego jest nie mniej ciekawa niż "tradycyjna". Często obie stoją obok siebie w ramach kontrastu:
* po lewej spoczywa Wasyl Iwanicki, ukraiński reemigrant z Kanady i filantrop,
* po prawej Honorata Borzęcka, także angażująca się w działalność dobroczynną, tylko półtora wieku wcześniej.
Kolejna duża rzecz - z daleka wydawał się jakimś monarchą, ale to "tylko" burmistrz Lwowa Michał Michalski. Widać, że obiekt po renowacji.
Kaplica ze skromniejszym otoczeniem.
Sporo cesarsko-królewskich radców dworu i innych uczestników austriackiego życia dworsko-politycznego.