Udało mi się namówić naszego gospodarza na przyrządzenie grilowanej ryby zgodnie z prawidłami chorwackiej kuchni. Na forum zamieszczam manual troszkę w ramach podziękowania za bardzo użyteczne informacje, które znacząco przyczyniły się do tego, że urlop spędzony we Vrbniku i okolicach Makarskiej był jednym z najlepszych w życiu. Na marginesie, zachwyty, które znalazłem na forum nie był przesadzone, za rok wracam tam na pewno.
1.Zakup ryb. Wybraliśmy się po nie dość wcześnie rano. Ostatecznie kupiliśmy je w porcie w Makarskiej, ale niezłe stoisko rybne jest również w tamtejszym Kerum. Pewność, że na kutrach rano znajdziemy świeży towar można uzyskać obserwując w nocy morze. Łódki wyposażone są w silne reflektory, które wabią różniste morskie żyjątka. Światła na morzu oznaczają więc połowy. Świeżość ryby najlepiej oceniać po oczach. Muszą być szkliste. Jeżeli zaś chodzi o wybór konkretnego
modelu, my zdecydowaliśmy się na zakup ryb o nazwach Komarča i Lubin. Dostępne były również Tuńczyk i Makrela. Wszystkie te ryby nadają się na grila z racji grubej skóry, nie rozpadają się na ruszcie.
2.Sprawianie ryb. Zasadniczo ryby czyści się normalnie;) Pozbawiamy je łusek i wnętrzności. Nie obcinamy głowy, ale wycinamy skrzela. I teraz najważniejsze... ryby nie myjemy po oprawianiu. Przecieramy papierowym ręcznikiem. Mój sąsiad z góry naraził się gospodarzowi straszliwie, nie dość, że sam sobie rybę oczyścił, to jeszcze solidnie umył i wymoczył w wodzie;) Przekleństwom nie było końca i z trudem odwiedliśmy go od chęci wyrzucenia ślicznie wymytych filecików do kosza. Ryba z wody faktycznie była jakaś taka wiotka, kleiła się do rusztu i zdecydowanie gorzej smakowała. W tym miejscu docieramy więc do sensu tematu posta, pierwszy raz ryba pływa w morzu, to dość logiczne. Drugi raz pławi się zaś w... oliwie z oliwek. Dodam tylko, że oliwa użyta podczas naszej wieczerzy była domowa, gęsta, ciemnozielona i pachnąca... Wlewamy ją do miski, sypiemy garść soli i w takiej zalewie topimy ryby.
3.Przygotowanie rusztu. W czasie gdy ryba chłonie oliwę my możemy zająć się przygotowaniem żaru. O węglu drzewnym nasz gospodarz nie słyszał. Pod jego czujnym okiem napiłowałem za to równiutkich kawałków gałęzi z oliwnego drzewa, które w murowanym grilu szybko zajęły się płomieniami. Te zaś równie szybko zamieniły gałązki w piękny, aromatyczny żar. Sam ruszt nie przypominał w niczym metalowych kratek w jakie wyposażone są nasze sprzęty na kółkach. Grube, szerokie pręty gwarantowały, że rybie nie groziła szybka podróż w dół ku spopieleniu. Gdy owe raszki były już gorące smarowaliśmy je surową połówką cebuli (sugerowałby użycie do tej czynności grubych rękawic) Wytłumaczenie tych zabiegów jest proste, cebula wchłania pozostałości po poprzednikach goszczących na ruszcie. Ostatecznie rybę kładziemy na czyste, suche i gorące raszki. Grilujemy ją z czterech stron.
4.JEMY! Rybę jemy gorącą i przed konsumpcją jeszcze raz skrapiamy oliwą. Tradycyjnie je się ją bez przypraw, ale jak ktoś lubi to pietruszka, bazylia i odrobina cytryny dodają rybie wyrazu. A w czym to ryba pływa po raz trzeci? Chyba każdy się domyśla - w białym chorwackim winie;) Tego wieczoru było go sporo.
Pewnie jest tak, że co gospodarz to obyczaj. Nie jest więc to pewnie uniwersalna i jedynie słuszna technika przyrządzania ryby po chorwacku. Faktem jest jednak, że ta ryba śni mi się po nocach, zwłaszcza jak na służbowy lunch dostanę filet z morszczuka w panierce... Jeżeli więc ktoś przypadkiem hoduje drzewka oliwne to ja chętnie przyjadę i odwalę całą robotę...
Pozdrawiam