18 lipca - niedziela: Wycieczka do Kuny Pelješkiej i Crkvic
W tym odcinku, na odmianę, będzie więcej zdjęć niż tekstu. No to ruszamy
"Zwiedzanie" Kuny i okolic zaczynamy od pokazanego już w relacji
Myszy73 kościółka.
Stoi przed nim pomnik malarza Celestina Medovića:
Kościół i "słynne"
schody:
Sprzed kościoła rozciąga się widok na Kunę:
Jedziemy dalej! Kierunek: Crkvice.
Po drodze mijamy piękny budynek. Czyżby to był opisany w przewodniku kasztel Gučetić
:
Potem jeszcze kawałek pod górkę, przez las i... zaczyna się jazda!
Droga do Crkvic hardcore'owa jest! Mieliście rację!
Fabiak gładko pokonuje zakręty, gorzej z jego pasażerami
Dobrze, że nie musimy się z nikim mijać (w tę stronę!
)
Dobrze znane wielu Forumowiczom agrafki:
Niestety na dole, w Crkvicach nie ma wolnego miejsca do zaparkowania. Focimy tylko malutki kościół z cyprysem na wzgórzu:
i ruszamy w drogę powrotną. Teraz jest niby łatwiej, bo z każdym kolejnym zakrętem zbliżamy się do końca tej drogi (i nie trzeba już nią wracać
). Ale mamy dwie mijanki
Na szczęście obie wypadają na zakrętach, gdzie jest trochę szerzej.
Uff! Zjechaliśmy, wróciliśmy i przeżyliśmy!
Droga zdecydowanie bardziej hardcore'owa niż na sv. Jurka czy do Borka. (że tak wymienię dwie losowo wybrane "trudne chorwackie drogi"
).
Wracamy do Kuny Peljeskiej i tym razem kierujemy się w stronę klasztoru franciszkanów, po drodze focąc krajobraz z dziwną budowlą na wzgórzu:
Kopuła w powiększeniu:
Czy to obserwatorium astronomiczne
A może jakiś radar
Aż wstyd się przyznać, że nie wiem, na co patrzę
Podjeżdżamy na parking przed klasztorem franciszkanów. Ale pierwsze kroki kierujemy nie w stronę kościoła, tylko w przeciwną, zwabieni mocnym "zapachem"
Nosy nas nie myliły
Nieopodal kościoła pasie się spore stadko osłów:
Dedukujemy (jak potem przeczytałam na cro.pli, całkiem słusznie
), że zwierzęta należą do Antunovića, który ma w Kunie gospodarstwo agroturystyczne i konobę, a statek z nazwą "Villa Antunović", wypisaną na burcie, często "nawiedzał" nas, gdy plażowaliśmy na Divnej. Stąd nazwisko jest nam znane, chociaż niestety (teraz bardzo żałuję!) nie trafiamy do jego konoby.
Oglądamy osiołki i potem wreszcie idziemy zobaczyć klasztor:
Ale tylko z zewnątrz
Przez uchylone drzwi zaglądam do środka:
Cisza, pustka. Nie ma nikogo. Nie mieliśmy tyle szczęścia co
Armar i nikt nas po klasztorze nie chciał oprowadzić
Nic to! Ruszamy w dalszą drogę! Tym razem wymyśliliśmy sobie, że zjedziemy do Uvali Velika Prapatna i tam się wreszcie wykąpiemy (skoro w Crkvicach się nie udało).
Do zatoki prowadzi też "mocna" droga trawersująca zbocza:
z której rozciągają się piękne widoki na uvalę i trochę zamglone na deltę Neretvy:
Tym razem bez problemu udaje się nam znaleźć miejsce parkingowe. Ale zatoka nie zachwyca, lepiej wyglądała z góry. Wszędzie beton:
Próbujemy iść dalej, na skałki, ale na dalszym odcinku wybrzeże jest całkowicie niedostępne. Rzucamy więc manele i wskakujemy do wody. Już dzisiaj plażowaliśmy, tutaj tylko się ochłodzimy.
Życie podwodne w takim miejscu nie może być ciekawe i zgodnie z przewidywaniami, nie jest. Wychodząc z wody, "spotykamy" rodzinkę krabów:
Pora powoli wracać w stronę Trpanja. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze przy malowniczo położonym na wzgórzu kościółku sv. Nikoli:
Można usiąść w cieniu budowli:
albo podziwiać panoramę okolic bliższych:
i dalszych:
(Ponownie zamglona delta Nertvy. Niestety tego dnia nie było dobrej widoczności.)
Wracamy do Trpanja, robimy zakupy w Studencu i jedziemy na camping, żeby się wyprysznicować i przygotować na kolejny wieczór w miasteczku