16 lipca - piątek: Ostatni cały dzień na MljecieNiestety pobyt na Mljecie powoli dobiega końca. Nasza przygoda z wyspą to tylko część Cro-wakacji. Jutro odpływamy. Ale póki co mamy jeszcze przed sobą cały dzień, żeby nacieszyć się zielonym Mljetem.
Poranek zaczyna się dosyć ciekawie. Okazuje się, że w nocy zostaliśmy pozbawieni części śniadania. A dokładnie: coś zjadło nam pomidora
Wieczorem widzieliśmy jakieś stworzenie buszujące w gałęziach. Nie była to raczej mangusta, bo te są spore, wielkości kota. To coś, co widzieliśmy, przypominało popielicę.
W każdym razie zakupy składające się z pomidora zawiniętego w woreczek i kilku butelek z napojami leżały sobie w reklamówce na stoliku. Zwierzak musiał więc wdrapać się na stół, wleźć do reklamówki, wysupłać pomidora z woreczka i przenieść go ileś metrów. Na wpół zjedzony pomidor leżał sobie na glebie.
Chichramy się, bo to taka fajna przygoda. Jeszcze nigdy w Cro nic (nikt
) nie zeżarł nam śniadania
A ja rano muszę zjeść pomidora. No tak po prostu mam
Dzisiaj będę się musiała zadowolić keczupem
Mówię do męża: "Dobrze, że "to coś" nie przegryzło butelek", na co mój małżonek podnosi butelkę, z której, jak z prysznica, leje się woda
Aaa, zwierzak dorwał się jeszcze do moich ulubionych chorwackich ciasteczek - Koexi, które też były w siacie i przegryzł opakowanie gum do żucia
No cóż, trzeba się dzielić z bliźnimi, również naszymi "braćmi mniejszymi"
W końcu weszliśmy na ich teren.
Idę pod prysznic i omija mnie kolejne ciekawe wydarzenie. Mój mąż obserwuje jak jedna jaszczurka rzuca się na drugą i zaczynają się szarpać. Wygląda to ponoć przerażająco. Mój małżonek płoszy obu wojowników (czy też wojowniczki).
Tak fascynujące historie, niczym z programu National Geographic, to tylko na campingu "Lovor" w Kozaricy
Przedpołudnie spędzamy w naszej miejscowości. Ale tym razem idziemy na inną plażę, na lewo od mini-portu. Wybrzeże jest w tym miejscu dosyć niedostępne. Wskakuję więc do wody z karimatami i płynąc, szukam dogodnego miejsca do położenia się
Mój mąż męczy się, idąc brzegiem. Nie może wskoczyć za mną, żeby nie zamoczyć ręczników...
W końcu znajdujemy ustronną zatoczkę otoczoną wysokimi skałami i spędzamy w niej kilka godzin.
Po południu ruszamy na drugi tour de Mljet.
Na wysokości miejscowości Babino Polje odbijamy w prawo, w wąską drogę, która wiedzie do kościoła św. Blażeja (sv. Vlaho):
Kościółek, tak jak większość na Mljecie, z charakterystycznym "gankiem":
Obok znajduje się cmentarz. I kolejna charakterystyczna rzecz - kamienie ułożone na nagrobkach:
Gdzieś (pewnie na cro.pli
) czytałam, że to symbol przywiązania do ziemi, czy coś w tym stylu... Sygnał, że zmarła osoba była stąd. Mam rację, czy to z mojej strony jakaś nadinterpretacja?
I jeszcze widok z cmentarza na pięknie położone Babino Polje - administracyjną stolicę wyspy:
Jedziemy dalej. Kierunek: Sobra. Zatrzymujemy się na nabrzeżu i ruszamy na poszukiwania fajnych miejsc do plażowania i kąpieli. Niestety wszędzie beton
Sobra trochę rozczarowuje...
Ot kilka domów położonych nad zatoką. Nic nadzwyczajnego. Przysiadamy w jednej z konob na zimne piwko i pizzę z pršutem.
Gdzie by tu jeszcze pojechać? Patrzymy na mapę i typujemy małą miejscowość Okuklje położoną w zatoczce. Jest to prawie na wschodzie wyspy, czyli tam gdzie już byliśmy, ale odległości na Mljecie nie są duże. Możemy tam pojechać jeszcze raz
W miejscowości Maranovići odbijamy w wąską, wspinającą się stromo w górę, drogę. Widoki cudne:
Dojeżdżamy do Okuklje. Zostawiamy samochód na parkingu i idziemy się na spacer wokół zatoczki:
Znowu cisza i spokój. Sielska atmosfera... Bardzo tu urokliwie. Po drugiej stronie zatoki życie toczy się jednak szybciej. Właśnie przybija kilka jachtów, a w konobie szykują kolację dla żeglarzy. Idziemy na sam koniec nabrzeża i rozkładamy się niedaleko małej kapliczki i latarni morskiej:
Umilamy sobie czas snurkowaniem, czytaniem książek i podziwianiem coraz to nowych jachtów wpływających do portu.
Słońce chyli się ku zachodowi
Ruszamy więc z powrotem. Na campingu nowi sąsiedzi. Przyjechały dwie pary Słoweńców. Nas już to średnio interesuje, bo jutro niestety wyjeżdżamy
Pocieszamy się, że to jeszcze nie koniec naszych wakacji. Przecież wracamy na Pelješac
Jeszcze nie będę podsumowywać pobytu na Mljecie. Przecież odpływamy dopiero następnego dnia
Ufokking, widzisz, zdążyłam opisać wszystkie miejsca na Mljecie, które udało nam się odwiedzić, jeszcze przed Twoim wyjazdem
Życzę cudownych wakacji na dzikiej, zielonej wyspie
W następnym odcinku: przeprawa promowa i poszukiwanie campu na Pelješcu