13 lipca - wtorek: Płyniemy na Mljet
Zbieramy się z campingu przed 11:00 (co dla nas oznacza wcześnie, zwłaszcza po wczorajszym wieczornym spotkaniu
), bo jeszcze jedziemy do Konzuma na zakupy. Kupujemy m.in. rybki (orady) na tacce, którymi będziemy się raczyć już na Mljecie.
Na Mljet można płynąć albo z Trstenika, albo z Prapratno. My wybieramy tę drugą opcję, bo i szybsza (przeprawa trwa tylko 35 min. zamiast 1 h 15 min) i dopłyniemy do Sobry, co bardziej nam odpowiada, jeśli chodzi o miejsce docelowe.
Niby do Prapratno niedaleko, ale na Pelješcu zawsze mamy szczęście do klamotów. I tym razem wleczemy się za jednym z nich
Zaczynam się trochę denerwować, czy na pewno załapiemy się na prom. Bo nie wiemy, jak duże są to jednostki. Płynąc na Hvar, w Drveniku, trzeba odstać swoje. Z kolei na Korčulę pływa wielki Sv. Kriševan i nigdy nie ma problemu ze zmieszczeniem się.
Dojeżdżamy do zatoki Prapratno na pół godziny przed odpłynięciem promu, czyli o 12:30.
I już widzimy, że jest nieźle. Przed nami tylko 20 aut. Nawet jak prom będzie malutki, powinniśmy się zmieścić.
Ale przypływa całkiem spory, więc już jesteśmy zupełnie spokojni:
Nazywa się Lubenice. To po chorwacku: arbuzy, ale też nazwa miasteczka na Cresie
Może kiedyś pływał właśnie na Cres, a potem "zesłali" go tutaj. Widać, że ma już swoje lata. Nie jest w tak strasznym stanie jak Pelješčanka, ale dużo mu nie brakuje
Wyjeżdżają samochody, ale nowych nie wpuszczają. Zamykają łańcuch i czekają na planową godzinę odjazdu, czyli 13:00. Pierwszy raz spotykamy się z taką punktualnością, jeśli chodzi o przeprawy promowe w Chorwacji
Spokojnie idziemy do kasy. Bilety w jedną stronę kosztują równe 200 kun. W kolejce, poza nami, nie ma żadnego auta na polskich blachach. Dominują rejestracje niemieckie, francuskie i włoskie; jest też kilku Szwajcarów:
Zatoka Prapratno prezentuje się bardzo ładnie:
W oddali widać plażę, przy której ulokowany jest camping.
Wielu osobom nie podoba się umiejscowienie przeprawy promowej na Mljet właśnie w tej pięknej zatoce. Pewnie kiedyś było tu dziewiczo i spokojnie...
No cóż, nas akurat cieszy, że płyniemy tylko 35 minut, bo nie przepadam za przeprawami promowymi. Niby atrakcja, ale jednak dłuży się niemiłosiernie. I jeszcze strasznie gorąco! A w środku tak buja, że mimo wszystko wolę na zewnątrz, w upale.
W oczekiwaniu na odpłynięcie:
No to płyniemy!
Zostawiamy Pelješac za sobą:
Na promie przeglądam zdjęcia najciekawszych miejsc na Mljecie i robię notatki, żeby czegoś przypadkiem nie przegapić.
Tak jak pisałam, w ciągu 35 minut przybijamy do wybrzeża wyspy, na której będziemy mieszkać przez najbliższe 4 dni. Prom zawija do zatoki w pobliżu miejscowości Sobra.
Mamy stąd jakieś pół godziny jazdy do Kozaricy, gdzie upatrzyłam sobie camping "Lovor".
A więc w drogę! Pierwsze wrażenia z trasy są średnie. Nie ma spektakularnych widoków, jak np. na Hvarze. Główna droga (akurat na tym odcinku) prowadzi wewnątrz wyspy, więc nie widać morza. Jest kręta, ale szeroka. Nawierzchnia niezła, dobrze się jedzie. Tylko tych widoków mi brakuje!
Ale do czasu... Skręcamy z głównej drogi na miejscowość Blato (bardzo ładnie położoną) i naszą Kozaricę.
No i zaczyna się jazda!
:
Dróżka, jak widzicie, kręta i wąska. Na szczęście nie porusza się po niej zbyt wiele pojazdów. Co jakiś czas są zatoczki-mijanki, ale my na razie nie spotykamy nikogo. "Może tu nikt nie jeździ? Może tu nie ma nic atrakcyjnego" - myślimy sobie... Pusto, cicho, głucho! A my jak wariaci uparliśmy się na ten Mljet...
Zaczynają nas cieszyć piękne widoki. I takie inne niż w pozostałych miejscach w Cro. Po lewej tzw. Blatina, czyli jakieś bagniska, podmokłe tereny:
W końcu dojeżdżamy do miejscowości Kozarica. Mała wioska położona nad morzem, parę domów wzdłuż głównej drogi, kilka apartmani, jedna konoba... Pytamy starszego pana z kolczykiem w uchu (niezły luzak, będziemy go mijać codziennie
) o camping "Lovor". Wskazuje nam drogę. Musimy jechać do końca miejscowości. Asfalt zamienia się w szuter, ale też zaraz kończy się podjazdem na duży parking. Z tablicy wynika, że camping "Lovor" to tutaj.
Hmmm... Jest budynek toalet. Ale gdzie te namioty? Rozglądamy się po parkingu:
Podbiega do nas młody chłopak. Pytamy, czy to camping. On mówi, że tak. Patrzymy ogłupiałym wzorkiem i jeszcze raz pytamy: "Tutaj?"
Załapuje i mówi, że nie na parkingu, tylko tam, w dole, trzeba zejść schodkami.
Tuż przy budynku toalet są schodki. Schodzimy i oglądamy. Tarasowo ułożone miejsca w cieniu laurowych drzewek:
Ładnie. Tylko dlaczego tak pusto? Czy na tą wyspę nikt nie jeździ? Na ostatnim tarasie na dole majaczą dwa namioty. Tylko tyle!
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że od razu mi się tam spodobało. A to głównie dlatego, że z campingu nie było widać morza. Chłopak co prawda tłumaczy, że na plażę niedaleko, 300 metrów. Ale mi się wydaje, że jesteśmy na totalnym odludziu. No i jeszcze do głowy przychodzą jakieś głupie myśli w stylu: "Skoro tu nie ma prawie nikogo, to znaczy, że z tym miejscem jest coś nie teges".
Mówimy, że się rozejrzymy po wyspie, bo zależy nam na campie nad samym morzem. Chłopak patrzy na nas ze zdziwieniem i mówi, że na Mljecie nie ma żadnego campingu nad morzem.
O rany, gdzie my przyjechaliśmy?! Przecież my chcemy pływać Challengerem!
Ale coś mi się przypomina, że oglądałam stronę nowego "oddziału" campingu Mungos. Macierzysty camping Mungos jest w Babino Polje, przy głównej drodze, daaaaleko od morza. Ale w pięknej zatoczce Sutmiholjska jest podobno jakiś nowo otwarty camping tylko dla namiotów. No to dla nas jak znalazł!
Dziękujemy pięknie i mówimy, że zobaczymy jeszcze inne campingi i najwyżej wrócimy.
Jedziemy w stronę zatoki Sumiholjska. Z głównej drogi trzeba odbić w lewo (jadąc w stronę Sobry), a potem jeszcze 3 kilometry taką drogą:
No cóż, przynajmniej jest szeroko - pocieszamy się. Barierek brak, a tam zaraz taaaaka przepaść!
Droga jest w remoncie, więc pewnie niedługo zrobią tu piękną autostradę
Za to widoki boskie!
:
Dojeżdżamy do zatoczki, która pikna jest i to bardzo
:
Tylko jest jeden problem: campingu brak! Nawet nie wiem, gdzie on mógłby być, bo droga nagle się kończy i zamienia w wąską ścieżkę. I chyba rozumiem... Może i jest camping: only for tents, jak czytałam w necie. Tylko, że pod warunkiem, że sobie ten namiot przyniesiesz na plecach. Samochodem na pewno nie wjedziemy w tę ścieżynkę, więc dajemy sobie spokój.
Myślę, żeby kogoś jeszcze zapytać. Ale mój mąż wymownie stuka się w czoło."Gdzie ty tu chcesz mieć camping?" No w sumie racja. Rezygnuję z pytania jedynego na plaży pana, leżącego w cieniu parasola.
Zamiast tego schodzimy na plażę i zanurzamy się w przejrzystych wodach Jadranu. Bo też kąpiel należy nam się po kilku godzinach spędzonych w aucie w strasznym upale.
W sumie w zatocze są aż dwa domy, pod którymi parkują tylko włoskie auta. Fajne miejsce, ale jeszcze bardziej odludne niż camp "Lovor". Chyba musimy się zacząć przyzwyczajać...
Marudzę na początku trochę, bo do Mljetu chyba musiałam się przekonać...
Powiem Wam jak to było u mnie z tym Mljetem. Nie zakochałam się w nim od razu, tak jak to było z Hvarem. Nie, nie, to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Raczej smakowałam go powoli, przyzwyczajając się do jego dzikiego piękna.
Mljet na pewno nie jest dla każdego (podobnie jak Borak, o czym niedawno była mowa
). Na wyspie nie ma żadnych większych miejscowości, promenad, miejskich plaż. Jest za to oszałamiająca dzika przyroda oraz małe kościółki i cmentarze pięknie wkomponowane w zieleń wzgórz. Bo też Mljet jest najbardziej zielony ze wszystkich miejsc, które widzieliśmy w Cro. I bije tu na głowę zarówno Pelješac, jak i Korčulę!
Ale to udowodnię Wam później. Bo teraz pora wrócić na camping "Lovor" i przyznać rację panu, który twierdzi, że na Mljecie nie ma campingów nad samym morzem
Ja to zawsze chcę być mądrzejsza, nawet od miejscowych
Od drugiego wejrzenia zdecydowanie bardziej podoba mi się i sama Kozarica, i camping "Lovor".
Zobaczcie go zresztą ze mną sami, po raz drugi
:
Nasze miejsce:
Campingowy bar (i laptop gospodarzy , z którego "nadawałam"
):
Miejsce do grillowania:
Slatina, czyli kolejne moczary, nad którymi był położony camping:
(Komarów nie było w związku z tym położeniem więcej niż w tym roku w innych miejscach w Cro.)
Mljet i camping "Lovor" to moja miłość od drugiego wejrzenia, która będzie się rozwijać. Jeszcze dużo napiszę, i o jednym i o drugim