7 lipca - środa: Pisania po Jadranie na śniadanie ciąg dalszy
Dalej, wiosłujemy, śpiewając hit tegorocznych wakacji. Jakoś tak przypadła nam do gustu piosenka
Da Mi Je Biti Morski Pas
Pasuje do morskich wypraw
Płyniemy więc, a dzięki Morskiemu Pasowi (Psowi, Psu ???) mamy jeszcze więcej energii
Mijamy zatokę Dolačką, duże skupisko apartamentowców:
To też część Drage. Żeby tym razem zaznać trochę intymności
dobijamy do brzegu kawałek za zatoczką. Jak zwykle znajduję doskonały kamień na kotwicę. Unieruchamiamy kajak i rozkładamy się na wygodnych skałkach. A potem chlup do wody
Dużo tu czerwonych ukwiałów.
Morski kwiatek tuż przed rozwinięciem "płatków":
I już po:
A oto i nasze miejsce, z widokiem na Uvalę Dolačką:
Po chwili relaksu płyniemy dalej. "Morski Pas" na ustach i dajemy!
Dopływamy do Uvali Lučica, w której usytuwanych jest kilka campingów. Pierwszy z brzegu to camp "Roko":
Nie ma zbyt wielu amatorów. Straszna patelnia! Ale jak, małe jeszcze, drzewka trochę podrosną, to kto wie.
Ładnie tu! Wyciągamy więc kajak na brzeg (obywa się bez kotwiczenia) i siebie też wyciągamy, na wygodnych kamyczkach
:
W tle (tam, gdzie widać przyczepy) camping "Romantika", który opisywał m.in. Leszek Skupin. Ja też słyszałam pochlebne opinie o tym campie od znajomych. Pewnie byśmy na nim wypoczywali, gdyby nie fakt, że na campingach w zatoczce Lučica nie ma prądu
A prąd, zwłaszcza na początku wyjazdu, jest nam bardzo potrzebny za względu na lodówkę. Chyba na którymś campingu w tej zatoczce lodówki mają, ale zawsze to lepiej mieć bliżej zimne piwko
Poza tym mamy też dwie lampki rozświetlające nam w nocy planszę Scrabbli
No i w tym roku, po raz pierwszy wzięliśmy grilla elektrycznego (zamiast tradycyjnego), bo inny by już się nam nie zmieścił do auta
Po krótkim plażowaniu i kąpieli ruszamy w drogę powrotną. Pięknie jest:
Tak jak zapowiadałam, znowu odwiedzamy beachbar, tym razem sąsiedni:
Skoro są dwa, trzeba zobaczyć, co słychać u konkurencji
:
Mój mąż zamawia piwo, ja daję się skusić na shake bananowy z czekoladą:
Pychotka!
Po posileniu się wracamy na camping. Mamy już niedaleko.
Wyprawa kajakowa bardzo udana
Przepłynęliśmy w sumie około 5 kilometrów! To niezły wynik jak na amatorów. Zwłaszcza, że dmuchanym kajakiem nie pływa się tak szybko i lekko jak tradycyjnym. Trochę namachać się trzeba. No i ma tendencje do kręcenia się wokół własnej osi. Ale już na tyle się z nim dogadaliśmy, że idzie nam coraz lepiej
Jutro kolejna morska przygoda
Na campingu dosłownie rzucamy się na gołąbki z Pudliszek. Jak to pływanie zaostrza apetyt!
Potem zbieramy karimaty, ręczniki i książki i idziemy poczytać na plażę. Było coś dla ciała, musi być i coś dla ducha
A wieczorem kolacja i meczyk u Ivana (a gdzie ten Delfin?), ale o tym będzie następnym razem