Przekraczam mały grzbiet, przypatrując mu się z ciekawością - ciągnie się polanami, może by tak?.. Ale z drugiej strony wygodna dróżka bez straty wysokości, tyle że zawracająca mocno na południe, prowadzi w stronę grzbietu Muncelu, gdzie już powinna być moja ścieżka z mapy. Kontynuuję więc marsz tą dróżką i gdy mam już bezpośrednio nad sobą upatrzony grzbiet, wypatruję możliwości skrócenia sobie trasy. Niestety, stoi kilka ni to domków, ni to szałasów, a poletka są ogrodzone. Przejdę jeszcze kawałek, może trafię na dogodne miejsce.
Nagle dostrzegam przede mną człowieka, który już od jakiejś chwili mnie obserwuje. Odwraca się i coś pokrzykuje - domyślam się, że uprzedza ewentualny wyskok swojego psa. Podchodzę, pozdrawiam, nawiązuje się rozmowa - skąd, dokąd? Varful Sureanu? To nie tędy, to w drugą stronę! Pokazuję na mapie, jak chciałbym pójść, ale nie - to nie jest dobra droga, cofnij się do tego grzbieciku i tnij polanami!
Dziękuję mu za wskazówki a on zaprasza mnie na kieliszek cujki domowego wyrobu. Wiem, że niegrzecznie jest odrzucić takie zaproszenie, ale nie korci mnie mocny alkohol, zważywszy jeszcze podejścia, które przede mną. Tłumaczę, że mam daleką drogę w planie.
- Aa, to ty nie nocujesz w schronisku, tylko chcesz obejść góry tamtym dalekim grzbietem i wrócić jeszcze dziś w dolinę?! - widzę, że rozumie mój dylemat i nie obraża się. Pyta jeszcze, którędy szedłem z dołu.
- Oo! To pewnie widziałeś ... - tu pada słowo, którego w pierwszej chwili nie rozumiem. Caruta [karuca], caruta z sianem. Aa! Jasne, że widziałem karocę, przecież mijałem ten wóz z sianem.
- To moja - wyprężył dumnie pierś.
Pozdrawiam,
Franz
http://wfs.freehost.pl
http://wfs.cba.pl