Re: Rumuńskie wyrypy
napisał(a) Franz » 16.03.2017 18:09
Dzień szósty
Szukając warzyw, wchodzimy do marketu, jednak wybór jest marny. Wsiadam do windy, żeby zjechać na parking, ale ta po chwili zmienia kierunek, zaczynając się przemieszczać w poziomie. Co jest? O! To nie winda, tylko tramwaj! Kiedy zwalnia, sporo ludzi z niego wyskakuje, ja jednak czekam, aż się zatrzyma całkowicie, mimowolnie blokując tych, którzy stoją za mną i zaczynają na mnie spoglądać wilkiem. Tramwaj znowu przyspiesza, kręci w lewo, potem w prawo, aż wreszcie staje w miejscu. Wysiadam i decyduję się poczekać na kurs powrotny. Mijają przystanek różne tramwaje, ale numeru, którym przyjechałem, nie ma, postanawiam więc wrócić wzdłuż torów na piechotę. Tymczasem jeden z wilczym spojrzeniem rozsznurowuje mi but! No, wiecie!
Ruszam z powrotem, trafiając od razu na przeszkodę - głęboki i szeroki rów - a cały chodnik blokuje facet z pełnym wrzątku czajnikiem, mimo iż można by się spokojnie minąć. Przeciskam się obok niego, a on wtedy wylewa na mnie część wrzątku. Dodatkowo jakiś dzwonek świdruje mi w uchu, ale udaje mi się namacać przycisk i go wyłączyć. Z dużym wysiłkiem przeskakuję tem szeroki rów, jednak gość z czajnikiem rusza za mną i spostrzegam, że ma ze sobą psa. Jeszcze tego brakowało!
Na szczęście, pies okazuje się przyjazny, czego nie mogę powiedzieć o nosiwodzie, który spogląda na mnie złowieszczo, a po twarzy widzę, że to Jim Carrey. Kto mi uwierzy na słowo, że to nie ja jego zaczepiłem, tylko on mnie?... Zaczyna mnie też niepokoić ten dźwięk, który wcześniej rozbrzmiewał - co to było? Chyba nie budzik? Udaje mi się otworzyć oczy... Szaro dookoła. Aha - jestem w górach w Rumunii. Godzina? 5:15. Pora wstać.