Dzień piąty
Bardzo mi się nie wstawać wcześnie po krótszej od poprzednich nocy, więc chwilkę jeszcze przedrzemuję, pilnując jednak, by nie zasnąć na dobre. Kiedy wreszcie się zwlekam z samochodowego wyrka, akurat przejeżdża koło mnie jakaś Dacia - ta to się przeszkód nie lęka - potem sunie w górę kilka osób z dużymi koszami na plecach, a krótko przed tym, jak i ja jestem gotów do drogi, parkuje tuż obok mnie kolejny wóz, z którego wyruszają chyba turyści, sądząc po ekwipunku.
Jest 6:35, kiedy i ja zamykam samochód, zarzucając plecak na grzbiet.