Początkowo podchodzę jeszcze w cieniu, potem zza grzbietu wschodzi słońce, co na razie mnie zanadto nie rozgrzewa, natomiast kontrast pomiędzy oświetlonymi grzbietami, a pozostającymi w głębokim cieniu dolinami robi się tak silny, że pstrykam kilka fotek bez przekonania, czy coś z tego wyjdzie. Tym się jednak będę martwił dopiero po powrocie.