Re: Rumuńskie wyrypy
napisał(a) Franz » 01.05.2014 14:12
Widzę, że jeden z Rumunów rozmawia przez telefon – czyżby był zasięg? Zrzucam plecak, wygrzebuje komórkę i załączam. Niestety, nie udaje mi się połączyć ze światem; trudno, może później.
Dopędzam ich po chwili, kiedy jeden z nich się zatrzymuje na pogawędkę z kimś, idącym w górę. Drugi narzeka, że jego młodszy brat nikomu na szlaku nie daruje i każdego zaczepi. Po chwili spotykam znajomych Łodzian, którzy po zostawieniu gratów w schronisku, wyruszyli na szczyt. Życzę im lepszej widoczności od tej, która mnie była dana i kontynuuję zejście z rumuńskimi towarzyszami. Kiedy jednak zaczynam odczuwać głód, zostaję na posiłek, podczas gdy oni schodzą nadal.
Krótko po tym, jak zwinąłem majdan i ruszyłem w dalszą drogę, spotykam siedzącego przy ścieżce chłopaka, więc pozdrawiam go:
- Buna ziua.
- Cześć – słyszę w odpowiedzi.
Jego kumple wyskoczyli na najbliższy wierzchołek, podczas gdy on postanowił na nich poczekać. Śpią w Podragu, a w ogóle to pojechali… na Krym. Tam jednak z uwagi na zagrożenie pożarowe zabroniono szwendania się bezproduktywnego, więc część czasu przeznaczyli na Rumunię.
Wkrótce mijam znajomych Rumunów, bo z kolei oni rozłożyli się na piknik. Cały czas towarzyszą mi obłoki po północnej stronie grani, które nie mają jednak dość siły, by zasnuć południową stronę, chociaż wciskają się przez niżej położone fragmenty grzbietu. Kiedy docieram do jeziora Podu Giurgiului, słońce z trudem tylko przebija się przez wcale nie tak grubą ich warstwę. Nad jeziorem ktoś właśnie rozbija namiot – dochodzi piąta po południu – a mnie czeka teraz ostre podejście na Vf. Mircii.