Re: Rumuńskie wyrypy
napisał(a) Franz » 09.06.2013 22:53
Prolog
Zaczęło się od głupiego pomysłu – zamiast pojechać tradycyjnie przez Cieszyn, postanowiłem sprawdzić znów po przerwie wariant przez Zwardoń. W połączeniu z drugim głupim pomysłem – wyjazdem po godzinie 16:00 w piątek – nie mogło oznaczać niczego innego, jak dużą stratę czasu na samym wstępie. W efekcie po godzinie dopiero jestem w Bielsku-Białej, a dalej jest jeszcze gorzej i w jednym niekończącym się, a poruszającym się bardzo wolno sznurze samochodów z dużym opóźnieniem dojeżdżam do Żywca. Krótki odcinek trasą szybkiego ruchu i znowu tłok na drodze przez Węgierską Górkę. Za nią wreszcie mogę przyspieszyć i… stop. Patrol. Drogówka. Suszarka. Pech…
Teren zabudowany. A ile miałem? – pytam. O 27 za dużo. Wzdycham głęboko – tak wolno jadę, a jednak zbyt szybko. Panowie mundurowi wypytują, a ja zaspokajam ich ciekawość. Do Rumunii. Nie, nie do pracy, w góry. Gdzie pracuję? Tu również odpowiadam zgodnie z prawdą. Popatrzyli po sobie, kiwnęli głowami i oddali mi dokumenty. Jedź pan, tylko spokojniej. Ha! Ocaliłem dwieście złotych i kilka punktów.
Dalej do granicy jadę już bez przygód - w Żylinie wspominam miejsce, gdzie zapłaciłem kiedyś na ograniczeniu do czterdziestu, podczas gdy teraz obowiązuje siedemdziesiątka, tracę jeszcze trochę czasu na zacisku w przełomie Wagu, a potem już spokojnie i standartowo przez Zvolen, Lucenec i wjeżdżam na Węgry. Przed Miszkolcem znajduję sobie nocleg, a kiedy następnego dnia budzik zaczyna mój dzień o 5:30, samochód otacza gromada kotów. Z godnością i bez pośpiechu oddalają się, kiedy zwijam graty. Dalszą podróż przerywam dopiero na granicy, gdzie wymieniam pieniądze – zaskoczenie, bo dostaję za euro 3,95 lei, co oznacza, że złotówka stoi odrobinę wyżej od rumuńskiej waluty. Natomiast benzyna podskoczyła i wcale nie jest tańsza niż w Polsce. Oradea - rzucam okiem na kantory w mieście; okazuje się, że należało się wstrzymać z ta wymianą na granicy. Trudno.
Dalszy kierunek jazdy to Deva i kurs na Sibiu, ale jeszcze przed nim zjeżdżam na zapraszające wręcz łąki – pora na kawkę i ustalenie szczegółów dojazdu na docelowe miejsce.