Przekraczamy próg i widzimy kilka osób. Jakaś typowa wiejska babinka rozmawia z kimś po niemiecku. Właśnie się z nimi żegna i widać, że jest ona tutaj kimś w rodzaju kasjerki, czy może nawet kustosza obiektu. Pozdrawiam po rumuńsku i w tym języku zaczynamy rozmowę. Po moim akcencie pani się błyskawicznie orientuje, że Rumun ze mnie żaden i przechodzi na niemiecki pytając, czy pochodzimy może z ojczyzny Goethego. Z językiem się zgadzam, z pochodzeniem niezbyt. Polacy? Pani pokazuje na parę stojąca nieopodal - to ponoć nasi krajanie. W trakcie nabywania biletów jesteśmy instruowani, że tu możemy wszędzie wchodzić, gdzie tylko dusza zapragnie. Podchodząc w stronę kościoła, mijamy się ze wskazaną parą, od której dobiega nas dźwięk języka rosyjskiego. To tacy krajanie? Ale widzę, że odwracają się z uśmiechem w naszą stronę po wymianie paru zdań z babinką. Może jakaś para mieszana.