Witajcie,
Jak widzę (czytam) kwestie finansowe dotyczące Rumunii już zostały wyjaśnione. Espeso już pewnie w trasie - ale i tak życzę fajnych wakacji
Skoro wątek kulinarny się rozwinął dodam jeszcze tylko kilka zdań wyjaśnienia na temat gotowania, choć Danusia już to wyczerpująco pokazała (dziękuję
).
Nasze gotowanie na ogniu wywodzi się z wielodniowych wędrówek po górach, gdy jest to podstawowy sposób przygotowania ciepłego posiłku. Cała metodyka, sprzęt do gotowania i rodzaj potraw siłą rzeczy jest wtedy najprostszy. Pamiętając o tym, że każda rzecz w plecaku waży i każdą trzeba nieść na własnym grzbiecie zabiera się tylko niezbędne minimum. Do przygotowania posiłku niezbędne minimum to lekki kociołek (lub menażka) i łyżka na długim trzonku, a do chwytania (przytrzymywania) gorącego kociołka tzw. "dziwka". Udogodnienia do zamontowania kociołka (trójnóg, ruszt) - wypadają.
Palenisko buduje się z kamieni albo wiesza kociołek przy użyciu "rososzek" (kije zakończone w Y). Gdy żadnego z tych sposobów nie da się zastosować, stawia się po prostu kociołek w ognisko (żar).
Wozimy oczywiście epigaz i palnik, ale czasem butla wraca nienaruszona.
Potrawy są jednogarnkowe, główny wsad to makaron i kasze + sosy + różne dodatki.
Taka filozofia przygotowania posiłku została przez nas jakoś odruchowo przeniesiona na niegórskie wyprawy, choć sprzęt został bardziej rozbudowany. Mąż zrobił ruszt z grila (chyba jako rozwiązanie doraźne, ale tak już zostało).
Wozimy też dwa garnki (ten drugi bardziej na wodę do napojów) i małą patelnię. Potrawy nadal są jednogarnkowe, tylko mają więcej dodatków.
Kupiliśmy też większą kuchenkę gazową na sytuacje, gdy ogniska nie da się rozpalić.
Osobną kategorią gotowania na żywym ogniu są "stacjonarne" wyjazdy w Bieszczady (właściwie to już Beskid Niski, bo na zachód od Komańczy, ale ja się już tak źle przyzwyczaiłam). Nasza baza jest wyposażona w "infrastrukturę"
do gotowania:
Gotowanie na ognisku ma niewątpliwie parę wad:
- potrzebne jest odpowiednie miejsce + opał;
- czynności przygotowawcze trwają trochę dłużej (zgromadzenie opału i rozpalenie);
- można się pobrudzić, w szczególności sadzą;
- można się samemu ugotować, gdy na dworze upał.
Ale my to lubimy - działa na nas magia ognia. Gotujemy z reguły wieczorem a potem siedzimy przy ognisku z czym kto lubi i relaksujemy się.
Pozdrawiam
Dorota