Wspomnienie październikowego wyjazdu na kilka dni do Rumunii będzie zawierać barwy jesieni utrwalone jeszcze na kliszy ORWO. Nie sposób jednak pominąć tego wypadu ponieważ to on zapoczątkował serię kolejnych wycieczek w te i pozostałe pasma Karpat Wschodnich i Południowych. Wyjazdy te na stałe wpisały się w nasz turystyczny kalendarz i zawsze z wielką radością na nie oczekiwaliśmy.
Z poprzednio rocznego przejazdu przez przełęcz Przysłup 1416 m. w rumuńskich Karpatach Wschodnich utkwił mi w pamięci widok na góry Rodniańskie. Alpy Rodniańskie (Munții Rodnei) to najwyższe ich pasmo. Swą polską piękną nazwę zawdzięczającą roślinności o charakterze alpejskim oraz nazwie miejscowości leżącej u ich podnóża.
Alpy Rodniańskie...
Na planowany parodniowy pobyt wybieram byłą osadę górniczą leżącą u podnóża bocznego grzbietu masywu - pięknie ulokowaną Valea Vinului. Z miejscowości Rodna prowadzi do niej kilkukilometrowa droga a dalej za osadą jest już tylko kamienisty trakt w głąb doliny oraz drogi wykorzystywane przez ciężki sprzęt do zrywki drewna.
Uznaję, że miejsce to będzie odpowiednią bazą wypadową w okolice, w tym również na drugi co do wysokości szczyt Alp Rodniańskich - Ineul 2279 m.
Szczyt ten jak to pięknie określono - strażnik Gór Rodniańskich dominuje po wschodniej stronie masywu mając w swym zasięgu spojrzenia wszystkie szczyty pasma aż po najwyższy - Pietrosul 2303 m. na zachodzie.
Cabana Valea Vinului zaznaczona na węgierskiej mapie DIMAP wydaje się być odpowiednim dla nas miejscem zakwaterowania jako, że mamy bardzo pozytywne doświadczenia z takich rumuńskich górskich schronisk.
Z kraju wyjeżdżamy wieczorem i po nocnym przejeździe przez Słowację, Węgry i północną części Rumunii dojeżdżamy do Moisei - miejscowości położonej po północnej stronie gór Rodniańskich.
Tu skręcamy na południe aby przez przełęcz Pasul Pietrii 1196 m. przejechać na południową stronę Alp Rodniańskich. Wciąż jednak pada deszcz a droga na mapie zaznaczona kolorem żółtym okazuje się zwykłą szutrówką wielokrotnie poprzecinaną wydrążonymi przez spływającą wodę głębokimi wyżłobieniami i ledwie przejezdną nawet dla naszego samochodu z napędem na obie osie. Jest jazda, są emocje. W strugach deszczu wyjeżdżamy wreszcie na przełęcz. Tędy przebiega główny czerwony szlak grzbietowy Alp Rodniańskich.
Dzisiaj ze zdziwieniem przypominam sobie, że zupełnie nie zwracaliśmy wówczas uwagi na pogodę.
Jesteśmy zauroczeni barwami jesieni. Wezbrane górskie potoki dostojnie przetaczają swe wody przez liczne głazy i progi skalne. Jest pięknie...
Jesteśmy w Valea Vinului.
Niestety na miejscu okazuje się, że "cabana inchis" czyli zamknięta i wygląda, że pewnie od paru lat.
Być może że od czasów kiedy działała tu jeszcze kopalnia rud żelaza...
Nasze pojawienie się szybko zostaje zauważone i dostajemy propozycję wynajęcia małego domku tuż obok.
Ze wzgórza powyżej widać jedynie róg naszego domku zasłoniętego drzewami:
Pani, bo tak już ochrzciliśmy sympatyczną właścicielkę pensjonatu Poiana Narciselor w mistrzowskim tempie rozpala drewno w piecach kaflowych w pokojach i w kozie z bojlerem w łazience.
Przed wieczorem wsiadamy do samochodu i jedziemy jeszcze w głąb doliny zawierając międzynarodowe przyjaźnie z pracującymi drwalami.
Na hasło Polonia szef goni pracownika do baraku po bardzo smaczną ale jeszcze bardziej mocną palinkę.
Z trudem udaje mi się wyperswadować polewanie naszym pociechom ale za to już nalanego za kołnierz wylać nie wypada.
No nie powiem - powrót do domku był wymagający nieco...
Na drugi dzień idziemy szlakiem przez Diabelski Przesmyk czyli wąwóz za opuszczoną kopalnią nieco powyżej ostatnich zabudowań osady z zamiarem wyjścia na Ineul.
Las jest pięknie wybarwiony kolorami jesieni, przekraczamy wezbrany górski potok i krętą drogą wyoraną w zboczu przez ciężki sprzęt i ściągane po ścince drzewa dochodzimy do opuszczonej styny. Dalej szerokim trawersem osiągamy przełęcz Saua Curatel. Niestety z powodu kompletnego zamglenia widoczność jest praktycznie zerowa. Nawoływaniami udaje nam się zgromadzić do kupy po niewielkim rozproszeniu w celu rozpoznania terenu.
Uznajemy, że dalsza wędrówka nie ma sensu i przekładamy kluczową wycieczkę na następne dni.
Nie mieliśmy wówczas telefonu z aktywnym roamingiem, zasięgu GSM,ani dostępnych żadnych prognoz pogody.
Kolejny dzień spędzamy zwiedzając dwie sąsiednie doliny pomiędzy południowymi grzbietami bocznymi głównego masywu.
Doliny są bardzo rozległe, drogi w górę wzdłuż potoków Cormaia i Aniesu mają po kilkanaście kilometrów długości.
Tamtego dnia nie spotykamy w nich zupełnie nikogo mimo widocznych śladów intensywnej gospodarki drzewnej.
Jedziemy rozkoszując się sielską karpacką atmosferą małych przysiółków i pojedynczych górskich gospodarstw.
Pogoda się poprawia. Chwilami nawet przyświeca słońce. Wracamy do naszego domku.
Pani właśnie rozpaliła w piecach i przy drzwiach wejściowych pozostawiła spory zapas bukowego drewna.
Zapada zmrok i znacznie spada temperatura.
Szykujemy się na jutrzejsze wyjście na Ineul...
Pozdrawiam Wojtek
Nie ważne czym lecz gdzie i z kim...