Wkrótce się okazuje, że o ile w dolinie wiatr nie poczynił specjalnie szkód w drzewostanie:
to przed nami rozpościera się widok olbrzymich wiatrołomów pokrywających całe zbocze górskie pod szczytem Muncelul Raios.
O ile pokonanie pierwszych przeszkód ma charakter urozmaicenia wędrówki:
To momentalnie okazuje się, że szlak stanie się bardzo wymagającą próbą.
Pokonywanie powalonych drzew było znacznie utrudnione przez moc gałęzi które praktycznie uniemożliwiały przeciśnięcie się pomiędzy nimi, niejednokrotnie nawet po zdjęciu plecaków. Kilkakrotnie przydała się mała siekierka do utorowania drogi.
Nie było oczywiście sensownej możliwości obejścia tego olbrzymiego wiatrołomu - próbujemy zatem utrzymując prawidłowy kierunek wybierać optymalny wariant przeprawy.
Po niespełna dwóch godzinach schodzimy na sporą polanę:
Tu robimy przerwę na odpoczynek i posiłek wzmacniający przed kolejnym odcinkiem wiatrołomów:
W tej nieco dwuznacznej pozycji uzupełniam jednakże zapas wody z niewielkiego źródełka spływającego zboczem góry Muncelul Raios:
Szybko jednak okazuje się, że brniemy w coraz bardziej zawalony drzewami teren.
O ile sytuacja od samego początku przestała być śmieszna, to teraz zaczynamy rozumieć, że z bardzo trudnej przeradza się wręcz w beznadziejną. Na różne możliwe sposoby systematycznie pokonujemy jednak kolejne przeszkody:
Sytuacja jest na tyle poważna, że chowamy aparaty fotograficzne i nikt nie myśli o dokumentowaniu "atrakcji" wycieczki.
Wszyscy solidarnie wyszukujemy możliwości przejścia różnymi wariantami tego labiryntu umiejscowionego na stromym zboczu.
Niejednokrotnie wydawać by się mogło najlepsze przejście prowadzi jednak donikąd.
Zmęczenie mocno daje się we znaki, jednak niezłomna motywacja wewnętrzna wszystkich uczestników przygody sprawia, że ignorujemy wszelkie sygnały naszych organizmów domagających się chwili wytchnienia...
Po kolejnej godzinie dochodzimy jednak do obszaru tak zawalonego, że możliwość kontynuacji wycieczki staje przed wielkim znakiem zapytania. Zejście w dolinę lub powrót na przełęcz oznaczałoby stratę jednego lub dwóch dni co uniemożliwiło by przejście pozostałej części zaplanowanej trasy w możliwym dla nas czasie pobytu w Rumunii.
Pozdrawiam Wojtek
Nie ważne czym lecz gdzie i z kim...