Do naszego pensjonatu - Cabana Cetatile Ponorului docieramy przed 24:00. Około 2 godzin zajmuje nam przejazd lasem odcinkiem 18 km po dziurawej nieutwardzonej drodze, gdzie już prawie godziliśmy się z tym, że będziemy spać w aucie na totalnym zadupiu w środku lasu. Nawigacja oszalała, korzystaliśmy z 3 map, każda pokazywała inaczej. W końcu jednak dotarliśmy. Wokół pensjonatu było totalnie ciemno. Właściciel chyba czekał tylko na nas, bo na placu nie było żadnego samochodu. Czekał na nas i chyba zrezygnowany poszedł już spać, Obudziły go jednak nasze dźwięki i zaspany, z niezadowoloną miną otworzył drzwi, prowadząc nas przy świetle latarki do pokoju. Co prawda uruchomił generator, dzięki czemu mieliśmy światło w pokoju, ale kąpaliśmy się już w lodowatej wodzie
Kołdra też była trochę przykrótkawa
Wypiliśmy po kilka łyków palinki kupionej na szczycie trasy transfogarskiej spod lady i poszliśmy spać.
Rano jedząc śniadanie przyrządzone przez gospodarza, ze smutkiem stwierdzamy, że pogoda dzisiaj nie jest wyjściowa. W nocy padał deszcz, w chwili obecnej siąpi. Jest mokro i wilgotno. Decydujemy, że w takiej sytuacji jedziemy do domu.
pakujemy się do auta i jedziemy poligonowym traktem w stronę cywilizacji. Po drodze napotykamy na drogowskaz wskazujący szlak do miejsca, dla którego tu przyjechaliśmy. Podejmujemy szybka decyzję, że przejdziemy kawałek i zobaczymy dalej. Przebieramy się i zatapiamy się w lesie.
Jest bardzo ślisko i zastanawiamy się, czy to aby na pewno był dobry pomysł. Po pół godzinie docieramy na miejsce. Mimo dżdżystej aury, obiekt wywiera na nas kolosalne wrażenie. To Twierdza Ponoru
chodzimy na dół, aby przyjrzeć się bliżej. Jest mega ślisko...
słychać dobiegający szum wody, ale nie widać strumienia. Jest jednak za ślisko, żeby zejść jeszcze niżej, tym bardziej że kończą się zabezpieczenia. Szlak prowadzi dalej do kolejnych obiektów tej trasy, ale my decydujemy się zawrócić i nie ryzykować dalej. Musimy tu wrócić następnym razem, przy lepszej pogodzie. Na razie tyle nam musi wystarczyć.
Wracamy do auta i udajemy się w kierunku granicy, tym samym kończąc nasz krótki, ale pełen wrażeń wypad w rumuńskie Karpaty.