Mikeee napisał(a):...Jeśli wypali mój plan, niebawem dorzucę jeszcze kilka zdjęć z wyjazdu weekendowego w miejsca, które ominęliśmy, zabrakło czasu, pogody lub prześwitu w Volvo
.
Plan na szczęście wypalił, pogoda również dopisała, spędziłem kolejne 4 aktywne dni w Rumunii, które poniżej chciałbym opisać i pokazać. Zainteresowanych zapraszam.
Mapa na dojazd i pierwszy dzień
Wybrałem się tym razem zupełnie sam, żeby nie było żadnych zewnętrznych, ludzkich bodźców wpływających jakkolwiek na zmianę założonych przeze mnie planów. Plany oczywiście były zmieniane, ale zmiana wynikała z siły wyższej lub tylko i wyłącznie z mojej decyzji. Byłem wyłącznym Panem danej sytuacji i tylko do mnie należała decyzja co robię dalej, w którym kierunku się udaję, czy się wracam, czy jadę naprzód, czy idę dalej do góry, czy raczej schodzę w dół, czy jem teraz posiłek, czy może za kilka godzin, czy wjeżdżam w wertepy, czy jadę naokoło asfaltem.
Poza tym chciałem sprawdzić, czy wytrzymam sam ze sobą 4 dni, bez moich najbliższych, bez pysznych obiadów i wygodnego łóżka. Uprzedzając fakty powiem, że było warto i chcę jeszcze.
Wyjechałem z domu 11 września późnym popołudniem tak, żeby rano o 9:00 już czasu rumuńskiego (+1) być w moim pierwszym zaplanowanym miejscu wyprawy. Nocna podróż przebiega spokojnie, za granicą węgiersko-rumuńską mijam Oradeę i w mieście Huedin z drogi nr 1 skręcam w prawo w drogę 1R. Mój zamiar to przejechać wczesnym rankiem przez piękne góry Apuseni (Góry Zachodniorumuńskie) do lodowej jaskini Scarisoara, gdzie mam zamiar dotrzeć na otwarcie.
Jadąc górami pewnym momencie wybieram skrót dzięki, któremu zaoszczędzam 33 km, ale droga w znacznej większości jest nieutwardzona i prowadzi przez las… 12km
Dojeżdżam do sennej, małej wioski Ghetari
Pięknie jest tutaj w tych górach - szczególnie wczesnym rankiem. Cisza jest tak donośna, że słyszę tylko szum w głowie. Góry i lasy spowija lekka mgła. Co jakiś czas ciszę przerywa szczeknięcie psa gdzieś daleko lub kraknięcie jakiegoś ptaszyska. Echo jest niesamowite - niesie się i niesie w nieskończoność...
Parkuję samochód przed drogą prowadzącą do jaskini, pomiędzy zapuszczonymi gospodarstwami. Okazuje się, że otwierają o 10:00
, a nie jak podają w necie o 9:00. Jest przed 8:00 czasu rumuńskiego więc mam jeszcze ponad 2 godziny, muszę się chwilę przespać.
Droga prowadząca do jaskini z parkingu przypomina tą, którą przed chwilą jechałem przez las. Fajny, trochę mroczny trakt.
Docieram na miejsce jako pierwszy jeszcze przed obsługą i niecierpliwie czekam na otwarcie kasy.
Kupuję bilet za 11 RON (~10 PLN) i niestety dalej czekam, aż zbierze się większa grupka chętnych – wejście z przewodnikiem. Powoli przychodzą ludzie, a ja się niecierpliwię, bo mam napięty plan. Schodzimy do jaskini dopiero o 10:30. Jestem jedynym obcokrajowcem w tej kilkunastoosobowej grupce.
Wejście do jaskini znajduje się na dnie ogrodzonego krateru o średnicy 60m, którym schodzi się ostro 48 m w dół zaraz za bramka wejściową. Zejście jest trudne, bo schody (metalowe i drewniane) są śliskie, wąskie i strome. Zejście mi się podoba.
Pestera Scarisoara to największa jaskinia lodowa w Rumunii. Znajduje się na wysokości 1165 mnpm i ma ponad 3000 lat. Długa na 720 m, a głębokość dochodzi do 105 m.
Niestety tylko mała część jaskini jest udostępniona do zwiedzania. Najbardziej spektakularna część jest dostępna tylko dla naukowców.
W środku panuje minusowa temperatura co sprzyja utrzymywaniu się lodowych stalagmitów. Przewodnik strzela kilka zdań po rumuńsku i znika.
Czuję niedosyt. Myślę, że w zimie jest tu o wiele więcej form lodowych do podziwiania.
Szybko do samochodu, mając świadomość sporego opóźnienia. Jadę dalej do drugiej atrakcji w górach Apuseni.