Ale jadę dalej. Powoli zapada zmierzch. Nie lubię jazdy po ciemku – prawdopodobieństwo wypadku wzrasta trzykrotnie – ale ruch jest mały, droga dobrej jakości, a ja odżyłem. Stereotyp o rumuńskiej biedzie rozbija się o to co widzę: domy w miarę zadbane, trawa podlewana, kościoły w nocy podświetlane. Gdy ponownie czuję zmęczenie, zatrzymuję się w
przydrożnej kawiarni.
Lodówki z zimnymi napojami, kilka stolików, automat do gry, kilku Węgrów. Kelnerka też raczej Węgierka niż Rumunka. Sączę kawę za 3,50 lei i wyciągam swój zeszycik, w którym powstają te słowa. Tak, tym razem postanowiłem pisać relację na bieżąco. Jadąc samemu ma się dużo więcej myśli i refleksji niż podróżując z kimś i większość tego ucieknie, jeśli nie przerzucimy tego na papier natychmiast.
„I’ve got a little black book with my poems in. Got a bag with a toothbrush and a comb in…”Knajpę wypełnia sympatyczna muzyka retro. Po chwili okazuje się, że to … ukraińska stacja. No tak, stąd na Ukrainę rzut beretem. Siedzę więc w
rumuńskiej kawiarni, wśród
Węgrów, słucham
ukraińskiego radia, bazgram po
polsku w kajecie i ślę smsa do domu. Kiedy kawa się kończy, rzucam „Buna sera” i wychodzę.
W aucie ustawiam radio na stacji
Radio Romania Kultural i słucham rozmowy o „literatura Romane”, co bardzo mnie wzbogaca duchowo, ale nie rozbudza.
Zaskakuje melodia języka – choć nie powinna – wiem bowiem, że to
język romański, jak hiszpański czy włoski. Namacalny dowód, że rzymskie legiony tu były i to dosyć długo. Rosyjskie „Da”, znaczące także w rumuńskim „Tak”, zaskakuje i zdaje się spajać Wschód z Zachodem na poziomie języka.
12 minut po północy (polskiego czasu)
- CLUJ-NAPOCA 651 km, średnia prędkość 53 km/ godzinę, 12:22 godziny samej jazdy, średnie spalanie 4,4 ON/100 km. (Według maps.google.pl trasa miała wynieść 10 godzin i 612 kilometrów. Ta nadwyżka to błądzenie, zawracanie przy promie, wjazd do Satu Mare i krążenie po Cluj. Liczyłem naiwnie, że może koło 19:00-20:00 dojadę do Cluj, a jest przecież już po północy. Ponad cztery godziny zeszły mi na drobne odpoczynki i spacer po Satu Mare.)
Wjeżdżam do Cluj wyje…bardzo zmęczony.
Pomysł jest taki, aby pójść spać na jakimś parkingu koło supermarketu. Trzymam się więc głównej drogi, bo przy takich budują markety, ale o dziwo, nic nie ma, i tak oto wjeżdżam do samego centrum. Czuję, że jakoś nie oszacowałem poprawnie wielkości miasta. Na ślepo wybieram czy skręcić w lewo, w prawo czy jechać prosto, i tak jadę, jadę, a żadnych sensownych parkingów nie widać. Mój organizm tymczasem pracuje na ostatnich obrotach.
Jak na tę godzinę jest tu jeszcze spory ruch uliczny. Zaskakuje mnie również olbrzymia ilość poparkowanych aut. Czy ja aby nie miałem wyobrażenia, że auta nie są w Rumunii aż tak powszechne?! Jeśli tak tłoczno jest w nocy, to jakże musi to wyglądać w dzień?!
Po 20 minutach jazdy po mieście zauważam, że … jestem w tym samym miejscu. Krążę w kółko, tracę siły i eureka!, błędne było założenie, że potrzebny mi parking. Potrzebne mi
jakiekolwiek miejsce parkingowe, najlepiej nie przy głównej drodze (rano hałas!) i nie przy uczęszczanym chodniku. Wkrótce odbijam z głównej drogi w jakiś skwerek, gdzie jest w miarę spokojna uliczka i chodnik przyblokowany z jednej strony przez zaparkowane auta, do których i ja dołączam.
No i super! Zamykam auto od środka, przełażę do tyłu, i mogę iść spać. W domu jeszcze złożyłem tylne siedzenia, tak, że powstała przestrzeń długa na niemal 2 metry. Jest tylko w jednym miejscu załamana poprzez kilkucentymetrowy uskok, który zniwelowałem styropianem i śpiworem, tak, że nie powinienem odczuć tej nierówności zbyt mocno.
Z tyłu bagażnika, po jednej stronie, położyłem moje torby i butle z wodą, więc muszę
leżeć na skos bagażnika z nogami w wolnym kącie, co oczywiście daje mi więcej miejsca na nogi, niż jakbym leżał wzdłuż lub w poprzek auta. Od góry chroni mnie przed widokiem ludzi wewnętrzna klapa bagażnika (tak to się nazywa?), jest więc
przytulnie jak w trumnie.
Na boczne tylne okna kupiłem osłony przeciwsłoneczne - ciekawscy mogą mnie dostrzec jedynie przez przednie szyby. Ale jacy ciekawscy? Czy ja patrzę co jest u kogoś na tylnym siedzeniu gdy przechodzę koło samochodu? Niech się dzieje co chce! Zmęczenie wciąga mnie w sen, pierwszy sen w krainie Drakuli.
Ministerstwo Edukacji potwierdziło, że zamierza wprowadzić tanatologię dla dzieci pierwszych klas szkół podstawowych. Minister Edukacji, pani Anna Woźna, argumentuje to tym, że dzieci zaznajomione ze śmiercią we wczesnym wieku będą lepiej przystosowane do dorosłego życia. W ramach zajęć dzieci będą chodzić na pogrzeby, robić wycieczki do hospicjum i prosektorium, oraz codzienne leżeć w trumnie przez godzinę. Jak zapewnia pani minister, aby uniknąć sytuacji, że bogatsze dzieci będą przynosić na zajęcia własne trumny ze złotymi ozdobami, albo laleczkami Barbie, Państwo zapewni wszystkim szkołom identyczne trumny, które nie będą różnicować dzieci na bogate i biedne.
- Chcemy być państwem nowoczesnym, w awangardzie, i wierzymy, że wkrótce inne kraje pójdą za naszym przykładem – argumentuje Ministra Woźna.