Dzień 5 Hunedoara - Orastie - Calnic - Sibiu
Dzień przywitał nas nieco pochmurny i chłodniejszy niż dotychczas. Śniadanie, pakowanie i komu w drogę...
Na pierwszy rzut zamek w Hunedoarze. Na forum wyeksploatowany dość mocno więc nic nowego nie napiszę i nie pokażę. Ponieważ było pochmurno moje zdjęcia są dużo gorsze niż te Danusi albo Franza. Jak już pisałam u Franza do Hunedoary jechaliśmy z nieco rozbudzonymi nadziejami (prawie jak Malbork- co prawda chyba Kulka pisał, że też tak słyszał i że to prawie robi wielką różnicę ale sama chciałam się o tym przekonać), które zostały nieco zawiedzione. Zamek z zewnątrz jest fajny, w środku nieco pustawy ale ma klimacik. Jak się jest w okolicy na pewno warto zajrzeć. W Hunedoarze rzucił nam się w oczy nieco dziwny sposób odnawiania zabytków - jakaś wieżyczka odrestaurowana, jakaś obok się sypie - dziwne to trochę - nie można od razu w całość zainwestować?. Podobnie remontują drogi - 10 km nowiutkiego asfaltu, 15 starego, kolejne 20 w remoncie. Ktoś wie dlaczego?
Wychodzimy z zamku i jedziemy dalej. Naszym celem jest warowny kościół w Orastie. W przewodniku napisali, że ciekawy a że po drodze to postanowiliśmy zajrzeć. Przez Orastie przejeżdża droga krajowa nr 7, którą i tak jedziemy. Zjeżdżamy na centrum, znajdujemy parking pod samym kościołem i... buuuu ...... kościół zamknięty. Nic to napisali w przewodniku, że to się zdarza i trzeba wtedy pójść do pobliskiego muzeum po klucze. Znaleźliśmy muzeum i tu drugie buuuuuu .... zamknięte, closed, chiuso, ferme żywego ducha nie ma. Trudno nie to nie. Idziemy na kawę na całkiem miły deptak, a potem do samochodu i jedziemy dalej. Wyjeżdżając z miasta zorientowaliśmy się, że nie zrobiliśmy tu ani jednego zdjęcia.
Jedziemy dalej. W Sebes, na skrzyżowaniu dróg nr 1 i 7 tradycyjne spowolnienie ruchu. Gdzieś w mieście (może nieco na obrzeżach już nie pamiętam) spojrzałam tęsknie na znak kierujący na drogę 67c i wtedy odbył się mniej więcej taki dialog:
Kierowca: co? Jakiś fajny zamek? Kościół?
Ja: Nie...
K: No to co się tak patrzysz?
J: bo wiesz, tam jest taka fajna droga, góry, widoczki....
K: No to trzeba było od razu mówić, że chcesz. Gdzie ja teraz zawrócę w tym korku?!
J: ale wiesz, w przewodniku napisali, że szutrowa, kamienie, tylko 4x4, na 100 km trzeba 5h co najmniej liczyć, Karolinka nie da rady. W Internecie coś czytałam, że asfalt robią ale podobno ciągle robią, zakaz ruchu i takie tam...
K: szkoda....
J: szkoda.... Zjeżdżaj na Calnic!
Kawałek wąską, asfaltową drogą w całkiem dobrym stanie i jesteśmy na miejscu. Parkujemy pod samą twierdzą i... zamknięte. Nieco wkurzeni postanawiamy obejść zamczysko dookoła i widzimy jak z głębi wsi biegnie pani z kluczami
Wpuszcza nas do środka, kasuje jakieś drobne za wejście i zwiedzamy - zupełnie sami. Możemy wejść w każdą dziurę, przyjrzeć się każdemu kamieniowi, nie gonią nas żadne tłumy. Pani sobie siedzi i spokojnie czyta gazetę. Wcześniej trochę opowiada nam o twierdzy, co gdzie jest itp. Zamek pochodzi z XIII wieku, jest świetnie zachowany i znajduje się na liście Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. To powinno wystarczyć za reklamę.
Łazimy tak z niecałą godzinkę. Jak już zobaczyliśmy wszystko, wsiadamy do auta i jedziemy dalej.
W Sibiu znajdujemy hotel i uznajemy, że należy nam się odpoczynek. Na miasto wyruszamy jak zaczyna nam burczeć w brzuchach. Udajemy się w kierunku rynku i wreszcie jest pierwsze na tych wakacjach WOW! (które zaczęło całą serię WOW). To jest miejsce jakiego szukaliśmy - śliczne kamieniczki (chyba z żadnej nie odpada tynk), urocze zaułki, czysto, zadbanie - marzenie. Idziemy na obiad - postanawiamy, że dziś nastąpi nasze pierwsze spotkanie z mamałygą
pół wycieczki było zadowolone, drugie pół mniej (gdyby ktoś chciał spróbować to polecamy raczej zapiekaną; ja wzięłam najprostszą z twarożkiem i śmietaną - po 1/4; byłam tak zmulona, że miałam dość a jakoś specjalnie się nie najadłam). Chodzimy i focimy. Wchodzimy na wieżę ewangelickiego kościoła i focimy Sibiu z góry. Spotykamy rodaka (chyba Rumunomaniaka; jeśli również Cromaniak i nas czyta to na pewno się zorientuje, że to nas spotkał a my dziękujemy za cenne rady) i dialog wygląda mniej więcej tak:
Rodak: a w góry jedziecie?
My: No, właściwie to nie. W tym roku tylko zabytki, góry następnym razem.
R: ale Transfogarską to musicie pojechać!
M: Transfogarską to tak ale chodzić nigdzie nie zamierzamy.
R: i Transalpiną koniecznie.
M: ... ale szutrówką! Karolinka nie da rady.
R: jaka szutrówka?! Asfalt już prawie na całej długości. Corsa spokojnie przejechała.
M: trzeba rozważyć zmianę planów
Jeszcze trochę pogadaliśmy, zeszliśmy z wieży i poszliśmy poszwędać się po mieście. Kilka fotek z Sibiu:
Powrót do hotelu na popołudniową drzemkę. Biorę mapę i już wiem, że do Horezu pojedziemy nieco okrężną drogą. Kierowca jeszcze tego nie wie ale się spodziewa bo budzi się i mruczy.... to jak da radę jeszcze na Transalpinę? Da radę, ale na razie czeka nas Sibiu by night...
CDN.