Spaliśmy bardzo krótko, ale obudziłam się wyjątkowo rześka i bez bólu głowy, spowodowanym nadmiernym wypiciem różnych chorwackich napoi wyskokowych.
Tradycyjnie kawka na tarasie, mąż wziął zapas gazet z polski, w drugim tygodniu kupował już polską prasę w Splicie.
Szybka kąpiel w morzu. Niewątpliwie wielkim atutem jest fakt, że mamy w tym roku apartament tak blisko morza. Ubieram strój, klapki i już jestem:)
Dziś morze jest bardzo wzburzone, biegnę po aparat
Z zasadzie kąpiel jest dziś bardzo utrudniona.
Mała budzi się koło południa z wysoką gorączką, do tego wysypało ją paskudnie. Hmm...co robić? Z samą gorączką byśmy sobie poradzili ale ta wysypka... Decyduję- jedziemy do lekarza. Tylko gdzie? Na pogotowie czy gdzieś prywatnie? Dzwonię do Leona, przecież ma malutkie dzieci, może doradzi jakiegoś dobrego pediatrę. Leon ma pediatrę w Splicie ale pani doktor jest na urlopie, nie ma szans na wizytę. Radzi nam byśmy pojechali na pogotowie do Trogiru, dziś jest pediatra, jutro weekend wiec mógłby być problem.
Jedziemy.
Pogotowie paskudne, izba przyjęć i gabinety rozsypane po całym budynku, wszędzie przeciągi, wentylatory, mnóstwo ludzi, nie wiadomo gdzie się udać... Natychmiast zjawia się Vedran, parkuje pod samymi drzwiami, co bardzo nie odpowiada parkingowemu, ale w końcu odpuszcza i odchodzi. Krótka rejestracja, pytanie skąd jesteśmy? Polska. Tylko paszport. Wystarczy.
Pediatra bada dokładnie małą, próbuję ją uciszyć bo płacze w niebogłosy, ale skarca mnie mówiąc "niech płacze, jest mała"
Krótka diagnoza "szkarlatyna" ale musi się upewnić, i zrobić jej morfologię. Nogi mam już jak z waty, szukamy laboratorium by pobrać krew. Za wynikiem trzeba czekać...Pytam się "ile?" Godzina...To będzie bardzo długa godzina...