Faktycznie, tych łódeczek to mogłoby być trochę mniej...Ale nie były bardzo uciążliwe Ranatko.
Wszystkim się spało bardzo dobrze, wstaję wcześnie, bo o 5 rano i wychodzę z małą na taras, by mąż i mama mogli jeszcze troszkę dospać...
Sąsiedzi z willi obok małżeństwo 70 latków, już zażywa wodnych kąpieli, morze jest ciche i spokojne, słychać tylko szum fal....
Koło 9 wstaje reszta towarzystwa, kawa i decyzja jakie plany na dziś...
Dzisiejszego dnia postanawiamy odwiedzić Trogir-znajomi nie mają jeszcze butków do kąpania. Miasto to, jak zawsze piękne, czas tutaj jakby stanął w miejscu...
Kupuję pocztówki by dotarły do Polski jeszcze przed naszym powrotem (teraz już wiem, niestety dotarły ale 9 dni po naszym powrocie) Małej jakiś mały gzub wyrywa z rączki foremkę z lodem, drze się w niebogłosy. Mama małego "złodziejaszka" stara się wytłumaczyć, żeby oddał Karolince foremkę, ale nie robię z tego większego problemu i kupujemy jej następną.
Na targu w Trogirze duża niespodzianka-większość sprzedawców pięknie mówi "dziękuję, proszę" po polsku. Zauważyłam, że z roku na rok przebywa tu coraz więcej turystów z Polski. Uparcie wypatruję polskich autek z naklejkami cro.pl niestety bezskutecznie.
Na cb kanale 21 co chwila słychać polskie rozmówki typu "koledzy jest ktoś na radyjku?szukam apteki w Trogirze, pomoże ktoś?" Normalnie czuję się jak w naszej Polsce.
Na promenadzie w Trogirze spotykamy kolejny polski akcent.Młody chłopak pięknie podbija piłkę niczym Beckham,zarabiając swoją pracą na kolejny dzień wakacji w Chorwacji. Zaopatrujemy się w trunki po uprzedniej małej degustacji (usilnie szukam orahovicy, której smak utrwalił mi się kilka lat temu-była bardzo słodka, miała bardzo delikatny smak. Po kilku próbach już nie odróżniam niczego) bierzemy rakiję, kruskovac, orahovicę i prosek. Wskakujemy jeszcze do Tommy-ego po dania mięsne na grilla i arbuza.
Wracamy do willi i wybieramy się przywitać się z przyjaciółmi Sonją i Nikolą, którzy mieszkają około 300 metrów od nas. Jak zawsze czekają na nas pyszne placinki s cokoladom.Mniam mniam. Jutro przyjeżdżają do nich nasi znajomi z Przeworska. Karolinka obrazu odnajduje wspólny język z wnuczką Rocco.
Po powrocie przychodzi do nas Mladen (właściciel willi) oddaje paszporty, daje zameldowanie i daje nam domace vino. W podzięce otrzymuje od nas zgrzewkę Tyskiego i Żubróweczkę. Otwiera nam barek przy willi i daje zezwolenie na korzystanie z naczyń w nim i co najważniejsze- uwaga-mamy maszynę do lodu! Rok temu miał jeszcze tutaj barek przy plaży, w którym serwował zimne napoje i szybką kuchnię. Przy barku jest grill a to wszystko tylko oddzielone płotkiem z plażą! Jest stół, krzesełka-idealne miejsce do spędzania większości wieczorków! Jeszcze tego dnia korzystamy z pozwolenia i rozpalamy grilla.Za rok w tym miejscu będzie jeszcze basen. Siedzimy do bardzo poźna...