Po dotarciu do naszego miejsca zakwaterowania padliśmy na nosy zmęczeni podróżą. Pewnie spalibyśmy do południa dnia następnego gdyby o godzinie 8mej nie obudził nas właściciel, który przyszedł się rozliczyć.
Pokazał nam całe miasteczko, plaże i wytłumaczył co, gdzie, jak i do kogo zwrócić się w podbramkowych sytuacjach. Generalnie nie spodziewaliśmy się, że będzie naszym przewodnikiem, byliśmy mile zaskoczeni jego serdecznością i ilością czasu, jaki nam poświęcił.
Same Pučišća urzekły nas spokojem. Brak tu hałaśliwych atrakcji w stylu automatów do gry, wielkich dmuchanych zjeżdżalni, kramów z pamiątkami "made in china", barów z głośną muzyką, łap szczęścia czy innej maści maszyn w których znajdują się tak pożądane (przez dzieciaki zwłaszcza) drobiazgi.
Pierwszy dzień spędziliśmy właściwie cały na plaży. A wracając do kwatery.... Zgubiliśmy się
Nasz domek znajdował się w starej części miasta a te wszystkie schodki wyglądają naprawdę tak samo....
Krótki przegląd plaż.W czasie naszego pobytu plażowaliśmy w czterech miejscach. Pierwsza z plaż (oznaczone na mapce 1) znajdowała się najbliżej naszej kwatery. Była bardziej kamienista niż żwirowa ale można było poleniuchować
My wylegiwaliśmy się na jej początku, bardziej w środku i w stronę Adriatyku zaczynały się większe kamienie i wylewki betonowe. Jej dodatkowym plusem jest łagodne zejście- można tutaj spokojnie wybrać się z dziećmi
Druga plaża była zwykle zatłoczona. Znajdowała się naprzeciwko pierwszej. Były to raczej wylewki betonowe niż kamyczki. Od razy też wchodziło się do głębokiej wody. Ale za to można było sobie poskakać do wody z ogólnodostępnej skoczni
Jednak rzadko tam bywaliśmy.
Trzecia z plaż znajdowała się około 3 kilometrów od naszej kwatery. Jest to dobre miejsce do plażowania z dziećmi (łagodny spadek, małe kamyczki, mało ludzi) jednak najlepiej wybrać się tam samochodem. My zdecydowaliśmy się pomaszerować i to była długa droga
Na szczęście po dotarciu na miejsce mogliśmy napić się zimnego piwa- na plaży funkcjonuje coś w stylu "budki".
A po drodze....
Ale nasz numer 1 to zdecydowanie miejsce 4 czyli plaża prywatna
Od centrum miasteczka to mniej więcej 20- 25 minut spokojne spaceru malowniczą drogą z pięknymi widokami. Niekoniecznie trzeba maszerować do końca- po drodze jest mnóstwo miejsc w których można się rozłożyć i popływać. Właściwie to nawet mieliśmy zamiar rozłożyć się bliżej miasteczka ale popsuły go nam... syrenki
A to było tak- znaleźliśmy przytulne miejsce do rozłożenia kocyka. Więc hop na dół przez skałki, rozkładamy ręczniczki, ja już prawie w samym kostiumie ale mój mąż coś za bardzo szczęśliwy- oczka roziskrzone, banan na twarzy... Rzucam mu więc pytające spojrzenie. "A bo tam Kochanie opalają się syrenki...". Zdezorientowana patrzę we wskazanym przez niego kierunki i rzeczywiście są. Jak je Pan Bóg stworzył. Tylko zamiast ogona mają niesamowicie długie nogi, ciała opalona na czekoladowy brąz a reszta jak z okładki wiadomego pisemka dla panów. Już widzę siebie w tym swoim nieszczęsnym kostiumiku i kolorze skóry a`la mąka krupczatka. Idziemy dalej. I doszliśmy... Do samego końca (a właściwie do samego początku) zatoki. Schodzimy z górki i mamy mały raj. Rozłożyliśmy się na jednym z większych głazów, znaleźliśmy szczelinę, która robiła nam za lodówkę i mogliśmy oddać się błogiej kontemplacji szumu fal. Towarzyszyły nam tylko kraby przemykające co jakiś czas pomiędzy skałkami.