Środek zimy- luty 2012. Pochmurno, coś mokrego leci z nieba, a ja cała w skowronkach. Za 2 tygodnie WYJEŻDŻAMY do DUBAJU na zimowe wakacje.
W Zjednoczonych Emiratach Arabskich będę już drugi raz. W Dubaju też byłam kilka dni , ale teraz będę tu całe 2 tygodnie. Na samą myśl, że nie trzeba się martwić o pogodę- zawsze świeci słoneczko, ciepłe morze, egzotyczna muzyka, wszędobylski zapach przyprawi napięty program , który przygotował mój starszy syn, rozpiera mnie od środka.
Walizki już zamknięte , waga pokazuje, że ani grama więcej! W bagażu podręcznym jest jeszcze miejsce na świeżutki chlebek z Polski, na zakwasie. Po bezśnieżnej zimie dzień przed wyjazdem sypie śnieg i tyle go napadało, że nadrobił wszystkie zaległości.
Dojeżdżamy przed czasem na zamówiony parking, zostawiamy wierzchnie okrycia i w cienkich kurtkach ładujemy się do samochodu, który zawiezie nas na lotnisko. Obowiązkowo zabieram ze sobą szeroki ciepły szal, to moje ubezpieczenie przed zamarznięciem. Przewiduję brak rękawów do samolotu i przesiadka w Wiedniu nie wróży nic dobrego…..
Szybka odprawa na lotnisku i sadowimy się blisko wejścia do naszej bramki. Przewidzieliśmy brak rękawów, ze schodów do autobusu na lotnisku. Przemoczeni wsiadamy do samolotu Warszawa- Wiedeń linie Austrian Airways . Lot trwał 1,5 godz., czas oczekiwania na lotnisku w Wiedniu 50 minut.
W Wiedniu przez szybę terminalu dostrzegliśmy na płycie lotniska dostojnego BOINGA B767-300, który miał zabrać nas na wymarzony urlop.
UFFF, siedzimy już w samolocie. Nasze miejsca to 2- osobowe fotele przy oknie. W rękach dzierżymy zapisane kartki z tłumaczeniem zwrotów, rozmówki i mały słownik polsko-angielski, nasz nieodłączny atrybut w tej podróży.
Startujemy, zapinamy pasy i ostatni etap przed nami. Jeszcze tylko kilka godzin i wakacje o których wszyscy marzą, a wybrani jadą cha chacha są nasze!
Lecimy nad chmurami, mrużymy oczy patrząc na słonce, błękit nieba, jakiś błogi spokój nas ogarnął. Można odpiąć pasy. Już czuć zapach kaw . Za chwile pijemy ten boski napój, brandy też, bo trzeba się zahartować na zmianę klimatu cha cha.
W samolocie wszystkie miejsca zajęte. Miła atmosfera. Jakaś grupa Niemców popija piwo, żywo gestykulują i co chwila wybuchają głośnym śmiechem. Zapadam w fotelu w krótką drzemkę, z której budzi mnie głos stewardesy i zapachy z samolotowej kuchni. Lunch, makaron ze szpinakiem i krewetkami lub kurczak z ryżem- oczywiście krewetki. Do tego surówka, jakieś owoce, na deser ciasteczko i oczywiście kawka, która pomaga otworzyć szeroko oczy. A jest co oglądać, po nami umykają lasy, miasta nagie szczyty gór, serpentynami wiją się rzeki, wspaniała widoczność, ma się to szczęście.
Czas szybko płynie, jakiś film, muzyka, komputer pokładowy z „uciekającą trasą”, już niedaleko, to dla nas najważniejsze, myślimy o wspólnym chwilach z naszymi dziećmi.
Lądujemy, pod nami Dubaj. Takiej ilości kolorowych świateł jeszcze nie widziałam, można zaliczyć do cudów świata. Lot minął niespodziewanie szybko. Przy wyjściu z samolotu na lotnisku czeka na nas syn i to był najważniejszy punkt programu w Dubaju.
W tamtych latach, żeby wjechać do ZEA trzeba było wykupić wycieczkę lub mieć zaproszenie (tylko dla najbliższej rodziny). Dodatkowo promesę w biurze podróży w Polsce (700, później 500 zł). Pieczątka w paszporcie z Izraela uniemożliwia wjazd do ZEA. Nie lada wyczynem jest trafić prawidłowo do wszystkich punktów po kolei na lotnisku w Dubaju, skanowanie oczu było jednym z nich. Zważyć trzeba, że tam jest 360 bramek! Jedzie się taśmą, lotnisko zaprojektowane na kształt samolotu i ma około 1 kilometra długości.
Lotnisko w Dubaju ma zupełnie inny klimat, atmosfera owiana nutą niepewności. Mnóstwo przybyszów z Indii, Filipin, Pakistanu , Nepalu dla których zbawieniem jest praca tutaj, pozwalająca przeżyć wieloosobowej rodzinie pozostawionej w kraju.
Obsługa terminalu – Lokale, tak mówi się potocznie o ludziach ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich leniwie snują się po lotnisku. Arabowie w białych diszdaszach odchodzą bez uprzedzenia od stanowiska pracy, coś poprawiają, przechadzają się pomiędzy barierkami, rozmawiają między sobą, po czym bez pośpiechu wracają do oczekujących pasażerów. W obsłudze terminalu pracują piękne arabki. Powłóczyste czarne abaje, koniecznie chusty czarne lub coraz częściej kolorowe i bardzo mocny wieczorowy makijaż sprawiają, że trudno oderwać od nich wzrok. Lotnisko w Dubaju rządzi się swoimi prawami.