Poczułem się jak uczeń wyganiany do kąta więc zgodziłem się że za karę pójdę po wodę do auta... jakieś 1,5 km...
- W sklepie kupie ! Szybciej będzie... - zaporoponowałem
- A idź !
Poszedłem.
Sklepem to tego nazwać nie można, ot taka budka z lodami, kawą, napojami, frytkami itp.
Kolejka wiła się między stolikami i nie bardzo wiedziałem gdzie jest koniec... w końcu popytałem, ktoś machnął ręką więc stanąłem za nim.
- Ty z Polszy ? - odezwał się gość przede mną
- Da - przytaknąłem
- Doćka ? - wskazał na Maję która szła powoli za mną
- Da -
- Żena ? - spojrzał w kierunku plaży
- Da, moja
"Jeśli zada mi jeszcze jedno pytanie to pomyślę że jest oficerem KGB."
- Rasija ? - zapytałem
- Da. ... z Maskwy ! Juri ! - krzyknął i wyciągnął grabę
- Andrei
I tak sobie gaworzyliśmy o tym i owym... o pogodzie, o wakacjach i dupie maryni.
Juri przyjechał z Moskwy autokarem wraz z innymi mrówkami, byli na objazdowych wczasach a w Vodicach będą 3 dni.
Mówię mu że was dużo, że plaża za mała...
A on na to że i tak mniej bo 2 zabrali do szpitala a 4 wróciło do Rosji
- A paczemu ? - pytam
- Tieplo - pokazuje na serce i uderza ręką
"No tak, jeszcze chwilę tu postaję i też dostanę zawału"