Witam ponownie.
Nie myślcie tylko że o Was zapomniałem. Będzie drobna przerwa w pisaniu bo obowiązki firmowe sprowdziły mnie na ziemię, jasno dając do zrozumienia, że jestem po wakacjach a za oknem już Złota Polska Jesień:
Niestety od piątku (jak prawie w każdy weekend) mieliśmy w domu inwazję stonek, przyszli zjedli mi lodówkę, wypili rakiję i karton Graseviny...
poogladali zdjęcia, posłuchali opowieści a nie którym tak się spodobało że zostali na noc...
Zanim dokończe swoją relację, pokaże Wam czym można się zajmować żeby kac po przyjeździe z Chorwacji był nieco mniejszy...
życie w kraju zacząłem iście po mojemu... od porządnej kolacji:
Piwa Chorwackie bardzo mi smakowały ale i tu w kraju nie mamy się czego wstydzić :
ok, to tyle tutłem wstępu...
zakończyliśmy na tych nieszczęsnych cyckach....
Było już dobrze po południu kiedy postanowiliśmy coś zjeść.
Przeglądając menu wystawione przed knajpą tuż koło Pomnika Turysty, mój wzrok przyciagneło stado smażonych gubików.
Ostatni raz widziałem tyle gubików u znajomego w akwarium, no chyba że to inna ryba:
Zamówiełm to coś na końcu menu, cena jak widać nie powala, więc to moje najtańsze gubiki jakie zjadłem.
Hmm.. wiem że to nie gubiki... w menu pisze wyraźnie "Gavuni" .... jak zwał tak zwał... od tamtej pory dla mnie i zony były to gubiki...
Kelner nazwał ją jeszcze inaczej: "wielkije piranjiu" , z gubikeim to bym się zgodził ale gdzie to "piranjiu" a tym bardziej "wielkije" ? Co kraj to obyczaj - myśę - i uprzyjemniam sobie czas oczekiwania w znany sposób:
chociaż nie... własciwie to w nieznany bo ani Karlovacko ani Ozujsko nie mieli !!!!
Poprosiłem o cokolwiek byle zimne, duze, w kuflu i w normalnej cenie.
No i dostałem niemieckie siki: