Dzień 8. Best Beach Ever - Mala Luka
W zasadzie to dziś nie powinno nas już być w Tućepi. W dniu zakwaterowania zapłaciliśmy za 7 noclegów (cena jeśli nie wspominałem to 40E za pokój) z myślą, że z pewnością nam się tam znudzi i trzeba będzie miejsce zmienić. A tu masz babo placek... chyba po raz pierwszy miejsce tak nam pasowało, było idealne do organizowania fakultatywnych wycieczek ,samo w sobie było cudnie zorganizowane więc po co to zmieniać ?
Mamy darmowy i szybki internet, mamy klimę, TV Sat (zawsze jakaś baja na wieczór była) ocieniony parking, darmową szklane rakiji codzień, miskę fig, garść pomidorów...
wczoraj wieczorem zeszliśmy do gospodyni z zamiarem przedłużenia kwatery
- Andrei, choć paprubuj rakiji. Majo moja Majo... choć figu mam dla vas.
Miła z niej babka.
- Ok, ale tolko jedno dzis sprobuje.
- A co to ? ne smaczne ?
O boze ! - Niemal słysze myśli małżonki
- E, no nie, co to to to nie... smakuje, bardzo ! Ja lublu waszu rakiju !
Nie wiedzieć czemu po rusku.. i mi i jej lepiej szło... o taka, komusza spuścizna.
- Andrei, moilm.
Ha! to już kumam, zabłysnę:
- Hvala !
hlup
Gospodyni nie mogła nam przedłużyć nocelegu na kolejne 7 dni, kolejni przyjeżdżali po nas za 5 dni i na tyle postanowiliśmy jeszcze zostać...
Nic nie negocjowałem, jakoś chyba nie umiem/nie znam się/nie chciało mi się - odpowiednie zakreślić.
Odpadło więc pakowanie i rozpakowywanie, więc zajeliśmy się przygotowaniami do wyjazdu.
Okło 11:00 ruszyliśmy w trasę. Droga jak droga, widoczek z prawej, widoczek z lewej... nuda... nic się nie dzieje...
aż tu nagle zza winkla...
no a jakże by inaczej, bez Hajduka Splita podróż to lipa:
Jedziemy powoli, nagle reklama:
Rakija
Prośek
domace Vino
vsie gratis
Nie nie spokojnie,napis na samym dole to tylko moja majacząca po rakiji wyobraźnia.
Ale zachęceni skręcamy ostro w prawo i po szutrze w górę zajeżdżamy pod chałupę, wychodzi Chorwat z krwi i kości, zepsute zęby, futro na głowie, futro na brodzie, koszulka jakby ze mnie a gość ma ze 100kg
- Hę ?! - chrząka
Miło, k@!#..wa, nie ma co - myślę i oglądam ewentaulną drogę ucieczki.
- Rakiju, ja kupić rakiju... i vino.
- Koliko ?
Bezliko...chciałem powiedzieć...ale te dudki nieszczęsne
- A dobre ?
- Samo...
Widzę że rozmowa się nie klei a chciałbym wcześniej kota zobaczyć.
- Mozna paprubować ?
- Molim.
Gość prowadzi mnie przez zagracone podwórko, do... dam se rękę uciąć że prowadził mnie do lochu przypier...lić....
ni to garaż, ni jakaś taka przybudówka...
Otwiera drzwi i oczom nie wierzę... jak u babci na strychu...
Macie dziadków na wsi ?
Jak się jedzie na wieś to zawsze ale to zawsze jest nad chałupą strych, ciemny, głuchy, zakurzony... no wiecie taki prawdziwy zapomniany grajdoł. W nim to zawsze lądują wszystkie dziadkowe i babcine zbędne na gospodarstwie pierdoły: dziadka zmurszały mundur, niedokończone wełniane skarpety, młynek do kawy, kasiążki z przedwojennego gimnazjum, pordzewiały dziadka bagnet, koło od roweru, żelazko bez duszy, jakaś komoda bez nogi, mysie kupy, pajęczyny i takie tam... każdy kto ma dziadków na wsi to wie...
.. ja nie mam ale zgaduje że tak jest...
W każdym razie gość otwiera drzwi i coś takiego jak na strychu... CUDO !
Napawdę pięknie. Gość już widzi że połknełem haczyk więc nalewa z baniaczków jak leci... wino białe, wino czerwone, nalewkę z fig, rakije białą, orahovicę, visniówkę itd... wypijam duszkiem po kolei i krzyczę:
- Tego 5L, tego 10 a tamtego 20... jakbym sie sam przebijał...jak czegoś nie kupiłem to czułem jakby mi coś zabierali... kupiłem wszystkiego co miał:
po 1 litrze każdej rakji, 5 litrów prośka, po 2 litry wina białego i 2L czerwonego i nalewki z figami... też 2
...czy to było smaczne ? ... najlepiej smakowało mi białe i orzechowa rakija, żonie nalewka, znajomym prośek ale i cała reszta jest równie zaje..sta
Podczas gdy gość przelewał trunki z gąsiorów do butelek...
ja ofociłem jego "strych"