Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Reminescencje z minionej epoki (prawie lodowcowej)

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Josko Bulic
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1271
Dołączył(a): 25.02.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Josko Bulic » 19.10.2010 08:06

Jestem Dudek.Pszeczytalem twojom szmiesznom pszygode w Jugoslaviji.Te czasy nie pamientam bo mialem tilko roczek .Szpary to take male rybki kture za zwiczaj mieszkajom w portach,ale som smaczne.W tych czasach moj tata jest pracowa za granicom i dla tego smo mieli straszniom jazde z tajemnom policijom byle Jugoslavije ktura nam je pszed mojim urodzeniem zbużyla dom bo niby moj ojcziec sie spotyka za granicom z horvackim emigrantima. :) :)
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 19.10.2010 11:18

Trochę cie może poprawię co do warunków podróży do Jugosławi, bo tak się składa że ja też pierwszy raz byłem w Jugosławi w 1975 roku, tyle że samochodem.

Może najpierw o warunkach krajowych: gdzieś właśnie koło lat 73-75 władza dość mocno poluzowała wydawanie paszportów nie mniej procedura była droga bo paszport kosztował dokładnych kwot nie pamiętam ale paszporty dla moich rodziców z wpisanymi do nich dziećmi kosztowały kwotę zbliżoną do połowy pensji matki, pracownika służby zdrowia. Drugie pół poszło na książeczki walutowe i wykup waluty. Wykup waluty to śmiesznie brzmi bo podczas pierwszego wyjazdu w tamtych latach można było kupić 10 dolarów albo popularniejszych w europie 20 DM. Do tego można było kupić waluty demoludów ale Jugosławia do nich nie należała. Tych demoludowych pieniędzy też nie było jakoś strasznie dużo, ale możliwość zakupu 10$ raz na 2 lata to było czyste przegięcie. ten limit był potem podniesiony do 110$ ale to już był koniec epoki Gierka. Dewizy sprzedawał detalicznie tylko 1 bank i był to dzisiejszy PKOSA

Wracając do paszportów: paszport był przechowywany w biurze paszportowym na milicji. Każde złożenie wniosku o paszport i jego odbiór było okazją do rozmowy z panią policjantką, czytaj SB. Mój ojciec po pierwszym kontakcie z biurem paszportowym już zawsze zabierał na takie rozmowy nas czyli dzieci. Mój młodszy brat miał za zadanie odwrócić uwagę a że potrafił nieźle ryczeć, jak się dało miał płakać. Albo puszczać bąki. W takich warunkach żadne rozmowy werbunkowe czy podobne nie miały sensu. Po powrocie z zagranicy paszport trzeba było w ciągu 7 dni zdać na komendzie. Gdy się nie zdało można było się z paszportem na jakiś czas pożegnać. Zwyczaje paszportowe nie dotyczyły wojskowych i lekarzy. Pierwszi mieli zakaz wyjazdy poza demoludy nawet 5 lat od skończenia kariery, z tego co wiem żołnierze łącznościowcy i kontroli przestrzeni powietrznej nie mogli opuszczać kraju w ogóle a poza demoludy mogli wyjechać dopiero po 10 lub 15 latach od końca służby.
Lekarze mogli wyjeżdżać dopiero po odpracowaniu iluś tam lat pracy, zazwyczaj w tym czasie lekarz miał już domek i prywatną praktykę i oni nie mieli powodów by pryskać z tego raju. Dobrze też było widziane gdy w kraju zostawało dziecko albo rodzice.

Samochód w połowie lat 70tych można było kupić albo na przydział albo za dewizy albo za bony albo z drugiej ręki. Jako że mój ojciec, inżynier i wynalazca właściciel kilkudziesięciu patentów był człowiekiem bardzo oszczędnym to jakoś udawało mu się kupić i utrzymać samochód (utrzymanie samochodu było bardzo drogie, nie było drogiego OC ale był dość duży podatek od środków transportu a benzyna w stosunku do pensji tez była dużo droższa niż dziś). Ojciec nigdy nie należał mimo nacisków do PZPR raczej przeciwnie omijał system jak się dało ale z powodu tych patentów zdarzało mu się jeździć za granicę, w tym do samej Moskwy. Nie byliśmy bogaci. Mieszkaliśmy w zwykłym, okropnym bloku z wielkiej płyty i żyło się raczej oszczędnie.

O tej Moskwie pisze nie bez powodów. O ile do wszystkich demoludów można było jeździć na tzw wkładkę paszportową do dowodu to wyjazd do ZSRR był możliwy tylko z wizą służbową albo na wycieczkę zorganizowaną albo tranzytem - gdy miało się wykupiona np imprezę w Bułgarii. ZSRR bardzo ściśle limitował i kontrolował obcokrajowców i to nie tylko Polaków. Gdy kilka lat później przed rokiem 80tym postanowiliśmy jadąc na wykupione wczasy w Bułgari, odwiedzić rodzinny Stanisławów (dziś Ivano-Frankivsk) to próba zboczenia z drogi skończyła się interwencją milicji. Z resztą jak wyglądał wtedy ZSRR to dziś trudno sobie wyobrazić. Droga z Przemyśla szeroka, 10, może 12metrów szerokości, równa i pusta, pobocza obsadzone krzakami żeby nic nie było widać, na każdym skrzyżowaniu wieża obserwacyjna podobna do tych w portach lotniczych, jeżeli jadący tranzytem samochód w określonym czasie nie minął kolejnej wieży wysyłane były patrole samochodowe.

Akurat na wiosnę trafiła się okazja kupna nowego fiata 125p z drugiej ręki, więc rodzina postanowiła ze tym razem wakacje będą Austria-Włochy-Jugosławia. Przygotowania do takiego wyjazdu były dość rujnujące i trwały wiele miesięcy. Wcześniej rodzice jeździli do Austrii niby w celach turystycznych "turystyka alpejska" ale wiadomo że jeździli tam trochę dorobić. Bo wycieczek do demoludów nie liczę - w NRD byliśmy na zakupach prawie co roku, do Czeskiego Cieszyna, czy na narty do Novego Mesta też często jeździliśmy

Lata 74-75 to nie jest okres octu na półkach sklepowych. W zasadzie wszystko można było dostać. Każda taka wycieczka to było jednak przygotowanie żywności w wekach bo konserwy były, ale były raczej okropne i trzeba było miesięcy żeby upolować coś lepszego np szynkę Krakus lub golonkę w 1.5 kg puszce. Było już chrupkie pieczywo, można było kupić pure ziemniaczane które stanowiło podstawę jedzenia na urlopie.

Największym problemem na takich wyjazdach była kasa. Dla nas wszystko było bardzo drogie. W sumie PRL był to taki obóz pracy, ludziom płacono niewiele w śmiesznej niewymienialnej z granicą walucie. Przy wyjeździe za granicę spisywano do deklaracji całe złoto (ilość wywożonego złota była ściśle limitowana), sprzęt fotograficzny (spisywano numery seryjne aparatów i obiektywów - pomyślcie gdzie dziś na waszym sprzęcie są te numery?). Był też limit na wywóz waluty, cos koło 120dolarów/osobę. Przy powrocie całe złoto, walutę trzeba wyło wpisać do deklaracji. Różnica w deklaracjach kończyła się cłem, podatkiem i ogólnie nic wesołego. Kontrole osobiste nie były rzadkością, sam jako dziecko przechodziłem je kilkakrotnie.

Oczywiście jeżeli nie dało się wywieźć pieniędzy to wywożono rzeczy na handelek. W Austri i Jugosławi zawsze nabywców znalazły ręczniki, koce, pościel, obrusy, nawet kuchenki gazowe i butle z gazem, także namioty części do fiata. Za forinty kupowało się dezodoranty Fa i inne kosmetyki które chętnie kupowali znajomi Austriacy już na normalną walutę.

Granice w tamtych czasach to było coś w co dzieci nie uwierzą jeszcze bardziej niż w ocet na półkach. W drodze na południe mijaliśmy granice - polsko-czechosłowacką czechosłowacko-austriacką, kolejne to już był lajcik. Najgorsza to była Rajka. Czasy oczekiwania w okolicy 12-24h. Na granicy często wybebesznie samochodu, czasem kanał, czasem rozkręcanie drzwi. Straż graniczna z długą bronią i psami. Sprawdzanie samych paszportów potrafiło trwać godzinę bo wyrywkowo dzwoni gdzieś czy wysyłali dane dalekopisem. Między Austrią a Czechosłowacja zasieki o wysokości 5-6m i pas zaoranej ziemi szerokości kilkuset metrów i znów zasieki z drutu kolczastego.

Ale z pozytywów o czymś co nam uratowało tyłki: mieliśmy książeczkę automobilklubu, coś co się wykupowało w pezetmocie, jakby książeczka z czekami podróżnymi w razie awarii czy wypadku można było tym opłacić naprawę a rozliczano to w Polsce. Nasz Fiat dokumentnie rozkraczył się na granicy Włochy-Jugosławia. Okazało się po kilku telefonach że możemy tym opłacić naprawę ( w tym hotel na 1 noc) i holowanie. Potem ta naprawę w wysokości ok 1 tyś dolarów w Polsce rozliczono na złotówki po kursie pośrednim pomiędzy kursem oficjalnym a czarnorykowym. Było to dużo pieniędzy ale nie zrujnowało nas. Normalnie to za 2tys $ kupowało się mieszkanie 2 pokojowe we Wrocławiu czy w Gliwicach

.... ech łza się w oku kręci
weldon
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 39917
Dołączył(a): 08.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) weldon » 19.10.2010 11:24

Kir napisał(a):W sumie PRL był to taki obóz pracy

Kir napisał(a):.... ech łza się w oku kręci
Aldonka
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4240
Dołączył(a): 07.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aldonka » 19.10.2010 21:25

Tu jest ciekawiej niż na niejednej lekcji historii.
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 19.10.2010 21:54

Aldonka napisał(a):Tu jest ciekawiej niż na niejednej lekcji historii.


No i przynajmniej wiek XX, a nie np. XIV :lol:
AdamSz
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1380
Dołączył(a): 22.05.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) AdamSz » 23.10.2010 23:17

Tak Kir, cała prawda. Jakbym te i inne absurdy miał przerabiać jeszcze raz 8O ??? Brrrrr ... nie tęsknię :)

Ale wracając do wspomnień Dudka. Chyba niektóre rzeczy bezpowrotnie skończyły się ? Czy dla kogoś z Was, na przykład, wspomnienie i zapach z CRO, to ...
... zapach, który zawsze będzie kojarzył mi się z tymi rejonami - rozgrzanej oliwy i oślego gówna.


No, może oliwa :) :) :) :) :)
Dudek2222
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5318
Dołączył(a): 02.09.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Dudek2222 » 26.10.2010 05:56

Gdyby ktoś miał ochotę poczytać o kolejnym wyjeździe, w 1975 roku, to zapraszam.
Rozgrzewani nieustannie wspomnieniami z poprzedniej podróży, nie tracąc czasu, zaczęliśmy ( właściwie to Rodzice )zastanawiać się, co by tu zrobić, żeby znowu znaleźć się u Simeróv w Kastelu.
Od razu pojawił się problem, zdawałoby się, nie do pokonania.
Przydział dewiz można było dostać raz na dwa lub trzy lata.
Koniec, nie pojedziemy.
Ale pomógł przypadek.
Ówczesny szef mojego Ojca, poza pracą w "normalnym" szpitalu prowadził oddział w lecznicy Ministerstwa Zdrowia (tzw. "Kremlówce") w której, poza naszymi bonzami, leczyli się również dyplomaci.
Szef wyjechał, poprosił Tatę, żeby ten go zastąpił.
I jak tu nie wierzyć w przeznaczenie ?
W lecznicy pojawia się pracownik Ambasady Jugosławii, który wymaga interwencji urologicznej, tata go operuje i , oczywiście, wyleczony dyplomata chce się koniecznie zrewanżować.
Ale jak ?
Rozmawiają o naszych problemach z wyjazdem i znajduje się rozwiązanie.
Jugosłowianin, który na stałe mieszkał bodaj w Zagrzebiu, daje fikcyjne zaproszenie, w którym zobowiązuje się do pokrycia kosztów naszego pobytu u siebie.
Panowie dokonują nielegalnej operacji dewizowej- w zamian za zaskórniaki, wyjęte przez Tatę"ze skarpety" na miejscu odbierzemy równowartość w dinarach.
Czyli- prawie jedziemy !
Jeszcze moment niepewności, czy dostaniemy nasze wkładki paszportowe ( upewniłem się, że za takim dokumentem a nie paszportem jeździło się do Jugosławii ), formalności w PZMot (ubezpieczenie, wspomniane w którejś z relacji kupony na ewentualne naprawy, czeki na czechosłowackie korony i na forinty ), pakowanie i rozpoczyna się kolejna podróż do krainy czarów, jaką wtedy jawiły się Bałkany.
Tym razem samochodem i w towarzystwie Mamy Taty, czyli Dziadka.
Samolotem mają dolecieć dwie Mamy siostry....
Ania W
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1993
Dołączył(a): 29.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Ania W » 26.10.2010 06:07

Dudek2222 jak fajnie, że wznowiłeś swoją opowieść. :)
Jestem i czytam wspomnień czar z krainy cudów.

Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy. :papa:
Dudek2222
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5318
Dołączył(a): 02.09.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Dudek2222 » 26.10.2010 06:09

Ania W napisał(a):Dudek2222 jak fajnie, że wznowiłeś swoją opowieść. :)
Jestem i czytam wspomnień czar z krainy cudów.

Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy. :papa:

Nastąpi.
Ale może Ty, o tym Serbie... :twisted:
Ania W
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1993
Dołączył(a): 29.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Ania W » 26.10.2010 06:21

Dudek2222 napisał(a):Ale może Ty, o tym Serbie... :twisted:


Hm....to chyba jednak nie na tym forum. :wink:
Ale pomyślę może się ośmielę. :lol:
Dudek2222
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5318
Dołączył(a): 02.09.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Dudek2222 » 26.10.2010 06:40

Ruszamy.
Limuzyną PF 125p, bez klimy, ABS, ESP i kilku innych systemów, za to z głęboką wiarą, że szczęśliwie i bez przygód dowiezie nas na miejsce i nawet w drugą stronę, do Polski.
Pierwszy etap to, trochę nietypowo, do Krynicy Górskiej ( już wtedy plątałem się w okolicach Janusza Bajcera ), tam zatrzymaliśmy się na nocleg u przyjaciół.
Następnego dnia raniutko zaczęła się prawdziwa podróż.
Pierwsza granica- czechosłowacka - chyba bez większych przygód, bo jakoś niczego szczególnego z momentu jej przekroczenia nie pamiętam.
Następnie Węgry, dojeżdżamy do Budapesztu i tu pojawia się pierwszy problem.
Chcemy wymienić czeki na forinty, a jest sobota czy niedziela i bodaj jedyny punkt, w którym można dokonać tej operacji, znajduje się na Dworcu Keleti.
Ale jak tam dojechać ?
Nawigacji zapomnieliśmy, z bratankami, których spotkaliśmy, trudno się dogadać, w końcu pan milicjant na migi wytłumaczył, żebyśmy jechali za miejskim autobusem, który dojeżdża na dworzec.
Jedziemy.
Ikarus zatrzymuje się na przystanku, my grzecznie stoimy za nim, rusza -my, a jakże, też ruszamy. Po kilku przystankach zaniepokojony kierowca wysiada i próbuje dowiedzieć się, w czym rzecz. Jakoś mu wszystko wytłumaczyliśmy, a on był tak uprzejmy, że na Keleti zawlókł nas do szukanego okienka.
Mamy forinty.
Możemy porządzić.
Obiad w jakiejś fajnej csardzie, objedzeni, opici (chyba ) Traubisodą, ruszamy na południe...
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 108173
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 26.10.2010 07:07

Dudek2222 napisał(a):Pierwszy etap to, trochę nietypowo, do Krynicy Górskiej ( już wtedy plątałem się w okolicach Janusza Bajcera ), tam zatrzymaliśmy się na nocleg u przyjaciół.


Faktycznie blisko byłeś, bo ja w 1975 roku
mieszkałem w Muszynie oddalonej od Krynicy 10 km. :D
Arek
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8749
Dołączył(a): 15.03.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) Arek » 26.10.2010 07:16

A zdjęcia ?? Gdzie są zdjęcia ??

;)
Dudek2222
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5318
Dołączył(a): 02.09.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Dudek2222 » 26.10.2010 07:23

Janusz Bajcer napisał(a):
Dudek2222 napisał(a):Pierwszy etap to, trochę nietypowo, do Krynicy Górskiej ( już wtedy plątałem się w okolicach Janusza Bajcera ), tam zatrzymaliśmy się na nocleg u przyjaciół.


Faktycznie blisko byłeś, bo ja w 1975 roku
mieszkałem w Muszynie oddalonej od Krynicy 10 km. :D

żona mojego przyjaciela pochodzi z Muszyny.
Tak w ogóle, to w Krynicy po raz pierwszy znalazłem sią jako pięciolatek i tak mi zostało.
Teraz wożę tam swoje dzieci...
Dudek2222
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5318
Dołączył(a): 02.09.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Dudek2222 » 26.10.2010 07:24

Arek napisał(a):A zdjęcia ?? Gdzie są zdjęcia ??

;)

Będą.
najpierw muszę je wyłudzić od Rodziców, potem zagonić do roboty kaszojady i...już :D
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży


  • Podobne tematy
    Ostatni post

cron
Reminescencje z minionej epoki (prawie lodowcowej) - strona 4
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone