napisał(a) Dudek2222 » 21.01.2011 08:54
Raniutko ruszamy na południe, w kierunku Maratei.
Ale, po drodze, obowiązkowo,Monte Cassino.
W innych wątkach pisałem o mojej fascynacji Wańkowiczem, więc przed wyjazdem nie mogłem nie odświeżyś lektury Bitwy o monte Cassino, tak, żeby wizyta na wzgórzu była aktem całkiem świadomym, a nie kolejnym punktem do odhaczenia w planie podróży.
Pniemy się pod wzgórze, wokół jakoś pusto i cicho.
Na parkingu tylko sprzedawcy lodów i pamiątek,sam cmentarz też wyludniony.
Przed oczami obrazy przywoływane przez Melchiora, nagle słyszą odgłosy bitwy, krzyki...
R.I.P
Dalej,Autostrada del Sole do Neapolu i dalej, aż do Maratei.
Wspominałem, że autostrada zaczyna w końcu nużyć.
Początkowo wszystko jest interesujące, bo nowe.
Samochody, jakich próżno było szukać wtedy w Polsce, kolorowe reklamy, super zaopatrzone stacje benzynowe.
Dalej - droga prosta jak strzała, monotonny krajobraz, nieduży ruch no i upał - to już naprawdę południe, a w Zastavie klimatyzacji niet.
Mimo, że do pokonania mieliśmy stosunkowo niewielki dystans ( z Rzymu do Maratei ok. 450 km ), to ten odcinek trasy był chyba najbardziej męczący.
Dojeżdżamy.
Kiedy wypakowaliśmy z auta cały nasz majdan, stryj, który przyleciał z rodziną kilka dni wcześniej, dopytywał, gdzie też zostawiliśmy przyczepę, która to pomieściła.
Zaczęły się Wielkie Włoskie Wakacje.