Droga powrotna
Trpanj i moje kolejne starcie z Vladimirem zwanym potocznie promem już było. Przez tego....... mieliśmy sporą obsuwę. Ale, komu w drogę temu piękna Dolina Neretwy
W tym jednak roku ogólne piękno burzyły pożary szalejące w górach.
Jakkolwiek jest to widowiskowe wolę takich spektakli nie oglądać. Przykro patrzeć na ogarniający wszystko ogień i dym.
Na okolicznych straganach kupujemy jeszcze owoce na drogę i giga arbuza, którego wieziemy do Polski (dotarł w stanie nienaruszonym). Cudownie było po powrocie wbić zęby w soczystą, słodką, czerwień prosto z Chorwacji
Potem już tylko prosto przed siebie
Po drodze też gdzieniegdzie pożary. Trudne to było lato dla Chorwatów Strażaków.
Tak nam spokojnie upływała podróż....aż nie utknęliśmy w korku przed ostatnimi bramkami w Cro. Korek ciągnął się aż do granicy ze Słowenią.
Odcinek 30 km pokonaliśmy w czasie 3,5 godziny
Przepraszam za określenie, ale myślałam że dostanę tam pierdolca.
Co więcej, korek tak naprawdę powodowali Ci, którzy nie chcieli - nie umieli - bali się (odpowiednie zakreślić) skorzystać z bramek tylko na kartę. Tam było pusto, tylko trzeba było jakoś tam dojechać, a oba pasy zakorkowane. Wrrrr.
Wiedzieliśmy już, że do Graz, do hotelu nie dojedziemy. Postanowiliśmy poszukać jakiegoś noclegu w Słowenii. Ale spróbujcie znaleźć motel, hotel, pensjonat w Słowenii o 2 w nocy. Można walić, stukać, pukać nikt nie otworzy.
Mówię, do Jacka że w Austrii przy stacjach benzynowych są hotele. Jedziemy, cena takowego noclegu nie ma już żadnego znaczenia. I....oczywiście, Aldona to musi mieć zawsze pod górkę. Pierwsze trzy stacje na które zjeżdżamy nie mają hotelu. No bo po co?? Nie mam siły już jechać dalej. Musimy tu się zatrzymać. Śpimy na parkingu 4 godzimy. Budzi mnie okropne zimno. Wydobywam z bagażnika co się da ciepłego, żeby otulić śpiącą Julkę.
Jedziemy dalej. I co? Oczywiście, po 30 km kolejna stacja - z HOTELEM
Wkurzałam się na siebie, że nie pojechaliśmy jeszcze tych 30 km, ale już po powrocie, mój przyjaciel kiedy mu o tym opowiadałam powiedział mi - Aldona, to mogły być Twoje ostatnie 30 kilometrów. Może brzmi tendencyjnie, ale prawdziwie.
Na kolejnej stacji również się zatrzymujemy (a jakże tutaj też jest hotel
) bo budzi się Jula.
Na stacji odwiedzamy takiego oto kolesia, który miał czelność nas opluć. Szkoda, że mój niemiecki skończył się na etapie szkoły podstawowej, bo gostek wykrzykiwał różne rzeczy....ale go nie rozumiałam
Austria o poranku jest piękna.
Dalsza droga upłynęła już spokojnie. Nawet nie padało
Jakoś tak zawsze Polska witała nas deszczowo, a tu niespodzianka. I Wrocław jakby mniej zakorkowany
I to byłby koniec tej podróży, relacji "kliszą" pisanej.
W przyszłym roku zmiana, nie będzie nas w Borje, nie będzie w Orebicu, nie będzie nawet na Peljesacu
W planach Hvar. Więc będzie relacja jakby pierwszoroczniaka
PS. Mały suplemencik jeszcze będzie.