Relacja Chorwacja, czyli 2 tygodnie wzdłuż wybrzeża.. (2008)
Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj! [Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Około południa docieramy do Ninu. Nie bardzo wiemy gdzie się kierować więc kręcimy się po drogach dookoła wyspy, aż docieramy na jej 'tyły'. Zatrzymujemy się tam, aby 'obadać teren', trochę pochodzić, poleżeć, no i wykąpać. Miejsce dość specyficzne. Spore obszary wody po kolana, a piaszczyste dno bardzo grząskie. No ale już wcześniej słyszeliśmy, że można sobie zafundować tu kąpiel błotną (choć my akurat sobie to podarowaliśmy). Poniżej więc kilka zdjęć z tamtego zakątka..
Po małym odpoczynku ruszamy zwiedzić wyspę. Z pomocą naszych książkowych przewodników poznajemy historię kolejnych kościółków, ruin i innych atrakcji oraz włóczymy się po kamiennych uliczkach..
I na koniec jeszcze most prowadzący na wyspę w pełnej okazałości. My dotarliśmy tu z jej drugiej strony więc tędy zeszliśmy na 'stały ląd' (ale tylko na chwilę, bo musieliśmy wrócić po samochód.. ).
Po zwiedzaniu postanawiamy znaleźć jakiś kemping i coś zjeść. Oglądamy ogromny "Zaton Holiday Resort", ale ostatecznie lądujemy w zdecydowanie mniejszym (i tańszym) kampie Peros. Ten leży tuż obok i ma nawet mały kameralny basen. W 5 minut rozkładamy tobołki, bierzemy ręczniki i idziemy na plażę. Po drodze mijamy nawet malucha na zadarskich blachach..
..na plaży sporo ludzi, a sama plaża jakaś taka 'niechorwacka' i ogólnie dość średnia.. No ale mamy zamiar na niej spędzić na niej raptem jakieś dwie godziny więc bez wybrzydzania rozkładamy się byle gdzie, kąpiemy się, po czym jak zwykle zaczynamy studiować przewodniki..
Pod wieczór zbieramy się z plaży, aby udać się obejrzeć kościółek Św. Mikołaja na tle zachodzącego słońca. W sumie głównie po to wygospodarowaliśmy sobie ten jeden dzień na Nin. Przygotowując plan podróży parę razy natrafiałem na zdjęcia tej malutkiej budowli i powiedziałem sobie, że musimy go zobaczyć. Tak też zrobiliśmy.. Słońce chyliło się ku zachodowi, a my polną dróżką zmierzaliśmy do obranego celu mijając pasące się owieczki. Istna sielanka...
Po chwili dotarliśmy na miejsce..
..i zostaliśmy tam, dopóki słońce nie zaszło delektując się malowniczym widoczkiem..
Wróciliśmy na kemping, gdzie okazało się, że jest otwarty jeszcze bar przy basenie więc skorzystaliśmy z okazji.. Był ciepły wieczór więc nie odmówiliśmy sobie zimnego piwka, na koniec dnia zaliczając jeszcze krótką kąpiel w basenie..
No a potem już spać, aby rano ruszyć w dalszą drogę..
Nin w Twoim obiektywie ładnie wygląda, ale faktycznie "mało chorwacki" , czekam zatem na klimaty bardziej południowe i pewnie znów w tamte rejony się udam chociaż nęci mnie troszkę Krk
Rano szybko się zwijamy i ruszamy dalej na południe. Plan zakładał, że najpierw zwiedzamy Zadar, potem Sibenik, a wieczorem poszukamy jakiegoś kempingu w okolicach Trogiru, czyli zapowiadał się dość intensywny dzień. Jak się okazało, życie (a właściwie lenistwo) plany trochę pokrzyżowało, ale nikt z tego powodu na szczęście nie narzekał. No ale przechodząc do rzeczy.. Ruszyliśmy z Ninu i właściwie po paru chwilach byliśmy z Zadarze.
Zaparkowaliśmy auto w strategicznym miejscu i ruszyliśmy na obchód.
Myślę, że nie ma tu sensu za wiele pisać i po prostu skupie się na przedstawieniu zdjęć ze spaceru po Zadarze i jego zwiedzania. A więc poniżej ich pierwsza porcyjka..
Nam w Ninie bardzo się podobało, kościółek św.Mikołaja oglądaliśmy również w promieniach chylącego się ku zachodowi słońca, natomiast Zadar był częściowo by night
No to kontynuując wątek Zadaru.. Po dotarciu do serca starego miasta postanawiamy wziąć głęboki oddech i w strasznym upale wejść na wieżę, aby z góry spojrzeć na okolicę..
No to był bardzo uroczy zakątek. Szło się uliczką dookoła półwyspu i nagle patrząc na prawo ukazywała się jeszcze bardziej wąska uliczka i schodki. Nad dole, tak jak widać na zdjęciu, siedziała sobie wygodnie jakaś pani i popijała szampana lub też winko..
Po zejściu z wieży zwiedzamy dalej serce miasta, po czym udajemy się w kierunku Organów Morskich (tylko organów - wtedy nie było jeszcze 'Pozdrav Suncu'). Posiedzieliśmy tam trochę wyczekując silniejszych podmuchów wiatru i większych fal. Następnie promenadą powoli udajemy się w kierunku parkingu.. Poniżej ostatnia porcja zdjęć z Zadaru.
Na parkingu zauważamy jeszcze polski akcent wielkich miast... Ruszamy w dalszą drogę, bo już czeka na nas Sibenik, jednak czy tego dnia tam dotrzemy nie jest akurat powiedziane..
ewciaku napisał(a):razpol - jak wrażenia odnośnie Organów w Zadarze ??? Nam się nie udało ich znaleźć.
Hmm, właściwie szukać to nie ma czego, zmysł wzroku na niewiele się tu zda, trzeba uruchomić zmysł słuchu. No chyba, że nie ma w ogóle fal, co jest jednak chyba mało realne. Ogólnie 'organów' nie widać jako takich, bo tworzy je system odpowiednich kanałów w betonowym nabrzeżu - napływająca do nich woda sprawia, że z 'dziurek' na chodniku wydostają się różne dźwięki o różnych tonach i w ten oto sposób sobie to koncertuje.
Tak właśnie sobie popatrzyłem na kilka zdjęć z lotu ptaka, żeby Ci wskazać i widzę, że ciągle się tam coś zmienia (na szczęście na lepsze)..
Tu na pierwszym planie jeszcze chyba organów nie było - jest tylko promenada idąca w łuku (prawa dolna część lądu)..
Na drugim zdjęciu organy już widać - w narożniku, gdzie przycumował prom jest dobudowany chodnik i tam są właśnie te organy. Widać nawet ludzi, których jak zawsze sporo tam siedzi i słucha.
No i najbardziej aktualne zdjęcie, na którym widać już ten 'Pozdrav suncu', czyli pomnik ku czci słońca (to niebieskie kółko ). Jak byłem tam w 2008 roku to jeszcze go nie było. No więc tak to wygląda.
A co do pytania jak wrażenia?
W 2008 roku posiedzieliśmy sobie tam w dzień słuchając tej swoistej 'muzyki' pooglądaliśmy widoczki i było całkiem/bardzo miło. Jednak będąc tam też rok temu, z półtorarocznym dzieckiem, w dzień i na zachodzie słońca muszę powiedzieć, że jak dla mnie to kapitalna sprawa. Sporo ludzi - wiadomo - ale można sobie przysiąść na gorących jeszcze schodkach, popatrzeć na ładne widoki, posłuchać melodii, a kawałek dalej odbywa się fajny świetlny pokaz. Moja córa na tym kółku spędziła z godzinę czasu latając z jakimiś innymi dzieciakami i goniąc światełka. Osobiście jak najbardziej polecam każdemu - najlepiej na zachód słońca i po - jak już będzie ciemno.
Patrząc na to zastanawiałem się jak można w stosunkowo prosty sposób zrobić wyjątkową atrakcję turystyczną (właściwie to dwie) i dlaczego nikt nic takiego nie próbuje zrobić u nas.. Wzorem innych krajów pojawiły się swego czasu chociaż podświetlane na kolorowo fontanny... Dobre i to. Myślę, że Zada..rzaninom (?!?) należy pogratulować pomysłów i tego, że potrafili w jednym miejscu zestawić bogatą historię z nowoczesnymi turystycznymi atrakcjami.
Na koniec jeszcze jakiś losowy filmik z internetu, na którym widać jedno i drugie..