anakin napisał(a):Jak z Widzewa nadają, to oczywiście popatrzę.
Już nadaje dalej
4 días - Riviera del Sol o poranku, Casares w południe, tapas i playa de la Barossa popołudniu - Costa de la LuzO poranku Pedro Veo en Barco ruszył na poranny rekonesans... by o wschodzie słońca wypatrywać pułapek i zasadzek autochtonów.
Plaża taka sobie... i zabudowa... niby ładnie pięknie, a zawsze na horyzoncie jakiś potworek...
Poranek... szukanie piękna wchodu słońca... niska zabudowa... biała... i kolejny blok brzydulek - normalnie architekt płakał jak projektował.
Pedro szukał i szukał... aż w końcu ogarnął jakiś przyjemny widok.
Costa del Sol - podsumowanieŚrednie to wybrzeże, naćkane domów, ulic... co jakiś czas ładniejsza plaża...ale zazwyczaj zatłoczona (La Viborilla to piękny wyjątek), milion samochodów wokół każdej playas...
Woda zimna nawet w sierpniu (ponoć to od cieśniny Gibraltarskiej takie prądy nadają), morze takie sobie, wieczory chłodnawe, a popołudniu mgła idąca od morza (nagrzane morze paruje... i robią się chmury mgły).
Oczywiście miejsc cudownych na Costa del Sol pewnie jest multum, ale zbyt duże obłożenie niewiernych oraz zabudowy robi swoje.
Krzyżowcy wykonali zadanie, zdobyli strategiczne miejsca, ale dnia czwartego tuż po śniadaniu pożegnali przereklamowaną (ich zdaniem) Riviere del Sol i ruszyli z misją ku brzegom Atlantyku.
Godzina jazdy rydwanem po krętych drogach i krzyżowcy dotarli do niesamowitego białego miasteczka -
Casares.
Atak na Casares był szybki i konkretny - Maurowie uciekli na sam widok polskiej fanatycznej Rekonkwisty...
Smak zwycięstwa na górze... i widok z góry w głąb Iberii...
Kolejny przystanek pół godziny później - prawdziwy bar
Tapas w jakiejś zapadłej dziurze.
Klasyczna mordownia... i nareszcie kibole poznali co to są te tapasy.
Dla równie niewtajemniczonych - tapas to wszystko co się zmieści na mały talerzyk.
I sałatka, i kawałek mięsa z frytkami, i jakaś nabita na patyczek krewetka...
Znowu rydwan popędził po równinach..... i godzinę później krzyżowcy zostawiwszy rzeczy u Manueli...
ruszyli na podbój
Costa de la LuzBiegiem... biegiem Principe Felipe do walki!
Plaże szerokie, tubylki ciekawe... ocean nadspodziewanie ciepły... po prostu cudowne miejsce na awanturę z niewiernymi... lub chociażby z falami.
Ogólnie marzenie polskiego parawaniarza... grodzisz 100 metrów kwadratowych i nikt tego nawet nie zauważa....
Piaski
La Barrosa opanowane!
I tak walczyli do samego wieczora....a to chicasy...
....a to cervezy z krain przeróżnych...