Dia 14 - Capileira, La HerraduraCapileira niesamowicie się prezentowała z porannym świetle... wróciła piękna pogoda...
W rydwanie Pedro włączył hiszpańskie RMF Classic i przy głośnej klasycznej muzyce... ruszył na poranny pogrom...
Mieszkańcy byli zaskoczeni... uciekał kto mógł... dwie godziny walk, gonitw... i wioska stała się wolna od niewiernych...
Ostały się ino małoletnie (być może) dziewice niezdolne miecza unieść...
Capileira jest widzewska!
Zmęczony walką Pedro wrócił do hacjendy... el-gospodarz wstał gdy większość gości wyjechała: zamiast o 8:00 dopiero o 10:30 otworzył jadłodajnie...
Maniana maniana... bez stresu... tzn on bez stresu...
Widoki wynagrodziły jednak czekanie tym którzy nie wyjechali o świcie.
Śniadanie 4 ojro-szekle za kawę i kawałek bułki... dżem...
a gdzie jajka, kiełbaski...?
Kawę piła również urocza latino mami...
i po porannym ciasteczku pułapkę na niewiastę łowca zastawił w okolicach fosy.
Jak mawia mądrość ludowa: "dobry bajer pół sukcesu"
Łowca trzy słowa po hiszpańsku, inglisz jako-tako... ona ani słowa po angielsku... śmiech, uniwersalna mowa ciała, ciekawość, ręce, spojrzenia...
i już seniora Estrella wdzięczy się dla specjalnie dla Pedra...
(ciąg dalszy tego fragmentu opowieści niech zostanie tajemnicą dżentelmena...)*La Herradura - Costa TropicalPółtorej godziny: najpierw po górach... potem po trasie....i nastąpił szturm na nadmorską miejscowość La Herradura.
Zapchane trakty, ale rydwan przedarł się... zaparkował... splądrowane Supermarcado...
Objuczeni produktami kibole przypuścili atak bezpośrednio na apartamento na wzgórzu... 15 minut z buta do centrum.
Północni ateiści uciekli... a krzyżowcy... oniemieli... dwie sypialnie, salon... wszystko w pełni wyposażone....
Wielki taras...
i w pełni wyposażony barek!**
La Herradura to urokliwa wieś z dwukilometrową plażą w zatoce o kształcie podkowy.
Pierwsza rekonkwista do La Herradury dotarła w 1562 roku. Szacuje się, że w walkach o przywrócenie chrześcijaństwa zginęło od 3000 do 5000 ludzi z 25 hiszpańskich galeonów. U brzegów La Herradury miała miejsce bitwa morska, gdzie z powodu bardzo silnego wiatru wiele statków zatonęło.
Druga rekonkwista dotarła do La Herradury 11 sierpnia anno domini 2017 i mimo zażartych walk nie znalazła miejsca w centrum do parkowania. Rydwan zostawili gdzieś w uliczce... i zajęli strategiczne pozycje ma malutkiej plaży z boku miejscowości...
Plaża jeszcze w podkowie, ale i oddzielona od głównej plaży i dodatkowo przedzielona w 1/3 wielką skałą.
Skały skutecznie osłaniały plaże z obu stron, dzięki czemu... była cisza i spokój...
Nie było tam jednak bezpiecznie... syreny w wodzie rozpoczęły swój śpiew...
Na szczęście Pedro jak
Odyseusz... za radą La Reiny... przywiązał się do przenośnej lodówki z piwem... i mimo pokus nie dał się wciągnąć na głęboką wodę...
ani syrenom...
ani kowbojkom...
Syreny nie odpuszczały do samego wieczoru... coraz śmielej... coraz bliżej...
Szczegóły techniczno-finansowe:
* - oczywiście nic się nie wydarzyło, niech żyje męska napinka!
** - barek właściciela oczywiście nie został naruszony.
Apartament w Herradurze wynajęty za 195 euro za 4 noce. Airbnb. Standard... szok. Właścicielka wyjechała do rodzimej Danii, zostawiła kosmetyki, jedzenie w lodówce, ciuchy... i zostawiła klucze od mieszkania pod ławeczką. Wszystko oczywiście zostawiliśmy nienaruszone i w najlepszym porządku... ale zaskoczenie kompletne... tak obcym ludziom zostawić mieszkanie - odważna kobieta.
Jedyny minus - basen był, ale w sąsiednim klubie tenisowym za 7 euro/dzień za osobę.