W 2011 roku zdecydowaliśmy się jechać ponownie do Chorwacji. Tym razem żona wybrała kwaterę w miejscowości Rażanj. Na wybór potrzebowała aż jednej nocy. Ja siedziałem 2 miesiące i na niewiele się to zdało, a tu proszę.
Z Miechowa wyjechaliśmy 6 lipca około 18.30. Nawet nie było się jak zapakować do samochodu, bo ciągle deszcz i deszcz. I zimno. Krótki postój w Carrefourze przy Zakopiance żeby kupić papierosy i załatwić inne potrzeby. Kasia narzeka na ból gardła i brzucha. Myślimy, że po drodze jej przejdzie.
Około godziny 20.00 tankowanie przed granicą w Chyżnem, na 150 km trasy. Słowację pokonaliśmy bez szaleństw, ze względu na drogi. Po północy postój przed granicą słowacko-węgierską na stacji paliw. Zapamiętaliśmy miejsce z powodu gromad komarów, które tu rządziły przed rokiem, 365 km trasy.
Około 3.00 minęliśmy Budapeszt kierując się dalej drogą M7. Nie korzystaliśmy z obwodnicy, bo nocą spokojnie można przejechać stolicę Węgier. Jeśli tylko nawigacja jest odpowiednio ustawiona (nasza w komórce niestety nie była). Zatrzymujemy się na stacji paliw Agip (523 km trasy) żeby się zdrzemnąć. Nie jesteśmy jedynymi Polakami, którzy wpadli na ten pomysł. Toaleta kosztuje 0,5 euro. Ale sielanka nie trwa długo. W pobliżu baraszkują szczury, lubią tę stację. Podobnie było przed rokiem - koniec drzemki, jedziemy dalej.
Około 620 kilometra stacja paliw Mol, pełna kultura i czystość, a nawet plac zabaw dla dzieci. Już wiemy co dolega Kasi. Rozmawiamy o tym czy wracać, czy jechać dalej do celu. Jedziemy. Na miejscu kupimy lekarstwa.
O godzinie 7.05 (740 km) na przejściu Letenye/Gorican po kontroli paszportowej dostajemy mały poradnik o Chorwacji i w długą.
Na 772 kilometrze napotykamy pierwszy z wielu czekających na pokonanie tuneli, ten akurat miał długość 662 metry. Po kolei wszystkie je podziwiamy.
Uploaded with ImageShack.us