To prawda, nie pomyśleliśmy o takiej pamiątce. Następnym razem
Wolę przywieźć z podróży, niż kupować przez internet
Kiepura napisał(a):Do niedawna dojazd do Viscri to był wyczyn techniczno-motoryzacyjny. Jednakże drogi dojazdowe niedawno poprawiono + działalność fundacji i stąd te punkty gastronomiczne, natłok samochodów itd. Jeszcze kilka lat temu tego nie było.
Tak, czytałam o tym. Wioska zrobiła się łatwo dostępna, co ma swoje wady i zalety...
14 sierpnia (niedziela): Sighișoara - część pierwszaOpuszczamy Viscri i podziwiamy sielskie zielone wzgórza:
oraz krówki
:
Chmiel sobie rośnie
:
Chociaż Rumunia raczej słynie ze smacznego wina. W obu
apartmanach dostaliśmy po butelce, a w tym drugim nawet dwie
Ciekawie wyglądające domy są nie tylko w Viscri, mogą się "trafić" przy każdej drodze:
Przejeżdżamy przez miejscowość Saschiz. Znajduje się tu kolejny warowny kościół (św. Stefana), który w 1999 roku, wraz z sześcioma podobnymi obiektami, został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Przyjrzymy się mu lepiej w drodze powrotnej. Teraz już wjeżdżamy do Sighișoary:
Od razu widać, gdzie należy się kierować
:
Parkujemy (za darmo) w uliczce pod Górnym Miastem, bo tak w Sighișoarze nazywa się starówka i rozpoczynamy małą wspinaczkę:
Miasto, liczące obecnie około 30 tysięcy mieszkańców, posiada jeden z lepiej zachowanych średniowiecznych układów urbanistycznych. Z tego powodu zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Sighișoarę śmiało można nazwać perłą Transylwanii.
Wędrujemy wąską uliczką i powoli przenosimy się w czasy siedmiogrodzkich Sasów...
Przed nami najbardziej charakterystyczny punkt miasta - wzniesiona w 1556 roku i wysoka na 64 metry wieża zegarowa:
Na początku XVII wieku na wieży zamontowano zegar posiadający dwie tarcze oraz figurki symbolizujące dni tygodnia. Na tych zdjęciach raczej ich nie widać
:
Tutaj trochę lepiej:
Wystarczy nam wspinaczki na dzisiaj, więc rezygnujemy z wejścia na widoczny na wieży "balkonik". Pewnie to błąd, ale nie da się zobaczyć wszystkiego i być wszędzie, zwłaszcza, że zaczyna nas gonić czas... Zgodnie z prognozą, najpóźniej za godzinę czeka nas potężna ulewa
Przez bramę dostajemy się do "serca" miasta i hmmm...nie tego się spodziewałam
Jakaś impreza Kauflanda
Ludzie siedzą i leżą
wszędzie:
pałaszując jedzenie z licznych foodtrucków:
Szybka fotka z wieżą zegarową:
i chcę jak najszybciej stąd uciec, mimo niezaprzeczalnego piękna miejsca, w którym się znalazłam... Dla mnie zdecydowanie zbyt tłoczno i za głośno.
Szybko uwieczniam podobiznę Vlada Tepesa (Drakuli):
(Na zdjęcie załapał się elegancki pan
)
I znikamy w spokojniejszych uliczkach. (Domu Palownika poszukamy później, choć w zasadzie byliśmy przed chwilą tuż przed nim
)
Tutaj jest sympatycznie:
Jednak nie wszystkie pamiątki w sklepach z suwenirami wyglądają na "autentyczne", jak głosi szyld
Na końcu uliczki widać katolicki kościół pw. św. Józefa:
Świątynia w całej okazałości:
widziana z Baszty Szewców zamykającej mury miasta od północy:
Patrzymy w stronę Kościoła na Wzgórzu:
Jednak dotrzemy tam znacznie później. Teraz rozpoczynamy poszukiwania jakiejś miłej restauracji, oczywiście cały czas zachwycając się pięknem Sighișoary:
Laleczki
:
Targ "staroci" w podwórzu:
Widać, gdzie koncentrują się tłumy:
Mieliśmy od nich uciekać
, a znowu trafiamy do "epicentrum".
Ostatecznie na posilenie się wybieramy lokal, który urzeka mnie swoim ogródkiem. Jest tu bardzo spokojnie, mimo że tuż obok "przelewa się" rzeka ludzi. Zresztą chyba znowu wyglądam na zadowoloną
:
Miejscówka nazywa się Casa Cositorarului i jest restauracją przy malutkim hotelu. Sielski klimat to duża zaleta lokalu, poza tym wybraliśmy dość przeciętnie. W karcie nie ma szczególnie interesujących pozycji, więc decydujemy się na sałatkę z kurczakiem. Moim zdaniem jest bardzo średnia, ale Małżowi smakuje.
Kelnerki wyglądają na zniechęcone, ewentualnie zmęczone... Nagle, ni stąd ni zowąd (choć przecież się tego spodziewaliśmy), oberwanie chmury i ściana deszczu
Jak dobrze, że jesteśmy w restauracji! Chowamy się do przytulnego (i nieco zagraconego, zwłaszcza teraz - poduszkami zabranymi z zewnątrz) wnętrza:
Panie kelnerki się odprężają i zaczynają się uśmiechać
Jednak były zmęczone. Teraz nie muszą biegać między dwoma ogródkami restauracji, wszyscy goście schowali się w środku. "Zwiedzam" piętro lokalu, które jest pięknie urządzone; można powiedzieć, że to małe muzeum. Co chwilę sprawdzamy, jak mocno pada...
Ostatecznie po jakiejś godzinie
możemy znowu wyjść i kontynuować nasz spacer po Sighișoarze...